Młodość, męskość, pełnosprawność

Usłyszałam niedawno opowieść o prostej dziewczynie mieszkającej gdzieś na polskiej wsi, która ubiera się i zachowuje jak mężczyzna. Ów Zenek, całkowicie akceptowany i kompletnie zintegrowany ze swoim wiejskim otoczeniem, na widok przyjezdnych dziewczyn, woła: Dziewczyny przyjechały, będziemy gwałcić!. Od razu widać – taki sam chłop jak wszyscy.

Jak dotąd rok po roku udawało mi się znaleźć na paradzie, choć od sześciu lat nie mieszkam w Warszawie. Szłam, tak jak inni, a to Nowym Światem, a to Marszałkowską. Raz, pamiętam, brałam udział w tej, która została zakazana, odbyła się więc na Placu Bankowym stacjonarnie. Tym razem też, siłą nawyku, przyjechałam w przeddzień, czy raczej przedwieczór parady, gotowa, choć nie bez zachęty, się przyłączyć. Tej wiosny wypadło dziesięciolecie tak zwanego mojego coming outu, tym milej być powinno. Nie poszłam jednak. Z rana zajrzałam na stronę internetową Parady i Dni Równości i myślę, że zniechęciła mnie ikonografia.

Najpierw zobaczyłam zdjęcia aktywistów. Byli to dość młodzi mężczyźni, wyglądający sympatycznie: na luzie i inteligentnie. Nie było ani jednego zdjęcia podobnie wyluzowanych i inteligentnych aktywistek. Nie było w historii warszawskich Parad Równości kobiet? Nie było Porozumienia Lesbijek? A jednak – co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Zeszły rok być może należał do feministek i Marii Janion w limuzynie. Ten rok miał być w końcu męski, odzyskany przez gejowskich aktywistów, za przewodem doświadczonego w kwestii mediów i reklamy Tomasza Raczka. Tak zaplanowana parada miała porwać tłumy. Ale nie porwała.

Nie znam Raczka, ale wydaje mi się to pozytywne i nadzwyczajne, że facet – mężczyzna, gej, zaryzykował to, co miał do stracenia (a zatem to, co w jego wieku mają faceci, którzy zainwestowali w polskie magazyny popularne i pisma dla kobiet w latach dziewięćdziesiątych: jakieś całkiem wymierne korzyści, które pozwalają w zamian za pracę osiągnąć stabilizację, poczucie satysfakcji z własnego życia, poczucie względnego bezpieczeństwa na starość i inne rzeczy, które obejmuję tylko wyobraźnią). Nadzwyczajne i niekonwencjonalne jest to, że jego decyzja ujawnienia się była najwidoczniej motywowana miłością. Kariery politycznej raczej nie chce zrobić, bo i gdzie, z kim i po co? Jego zamiarem było po prostu wesprzeć partnera. Dlaczego jednak owo pozyskanie przez ruch gejowski kogoś, kto chciał zaryzykować własną wygodę, żeby szczerze się w ten ruch, jak rozumiem, zaangażować, oraz by spełniać w nim rolę autorytetu, wzoru postawy, musi iść w parze z taką zmianą kursu, że kontinuum przedstawiane jest jako widocznie męskie, a kobiety w tworzącej się tradycji Parady Równości przesunięte zostają na pozycje efemeryd?

Może stało się tak dlatego, że Parada Równości w tym roku (pozwalam sobie na taką interpretację na podstawie strony internetowej, która po odbytej paradzie zmieniła kształt z „przed” na „po”) miała być nie tylko manifestacją postaw, ale manifestacją erotyzmu. I to jest, samo w sobie, godne pochwały, bo, jak pisze Agnieszka Graff w książce Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie, w wirze zmagań ze wskrzeszoną endecją zgubiło się gdzieś hasło „miłość to miłość”. A jeśli chodzi o to, by jednak przypomnieć miłość i to spełnioną, to się rozumie, że gejowski erotyzm nie uwzględnia kobiet. Czy dlatego promocja albumu Kiedy kobieta kocha kobietę nie znalazła się w programie Dni Równości, lecz musiała konkurować z meczem po ich zakończeniu? Na stronie internetowej reklamującej owe Dni Równości mógł się znaleźć wizerunek faceta z ręką w spodniach, nie znalazłam na niej jednak równie afirmującego erotyzm lesbijski wizualnego przedstawienia kobiecości.

Najbardziej jednak konsekwentnie przedstawiona wydała mi się pełnosprawność prezentowanych głosów, ciał i twarzy. Młodzi działacze byli pełnosprawni i pełni samoakceptacji, podobnie jak męskie obiekty pożądania prezentowane na zamieszczonych ilustracjach. Pewnie dlatego męskość i pełnosprawność uznać mogłam za główny motyw parady.

W takim razie, pomyślałam, na paradę nie muszę iść – męskość poradzi sobie bez mojego wsparcia, natomiast manifestowanie poparcia dla pełnosprawności wydaje mi się dość nieprzyzwoite. Co do młodości natomiast, to mam z nią tyle wspólnego, iż czasem usłyszę komplement, że młodo wyglądam.

A zatem wybrałam się, zamiast na paradę, do kochanki. To nawet będzie, stwierdziłam, stosowniejszy rodzaj celebracji. Miłość to miłość. A choć zdawało się, że czynię tak bez żalu, i chociaż mogłam się spodziewać, że znajdę tam wszystko, co nie zostało zaproszone na tegoroczną Paradę Równości – a zatem kobiecy erotyzm, ludzką niepełnosprawność, żywy intelekt oraz taki rodzaj myślenia i odczuwania, który nie zmierza do celu po trupie kobiecości, to poczucie utraty gruntu pod nogami musiało być wciąż we mnie żywe. Miałam pojechać prosto tramwajem. Ale okazało się, że przez ostatnie pół roku zlikwidowano tramwaj. Jakiś inny wywiózł mnie na pustkowie. Wysiadłam w w okolicach Placu Bankowego. Błądząc, znalazłam się przy jakiejś budowie. Nie było tam numeru. Nie można było wezwać taksówki.

A może ja się mylę, może jestem uprzedzona? Dobrze, w takim razie słucham o jedenastej w nocy w niedzielę (w dzień po paradzie, czyli 8 czerwca) audycji w radio Tok FM pod tytułem Lepiej późno niż wcale. Prowadzi Krystian Legierski, a temat zapowiadanej dyskusji to przyszłość ruchu gejowskiego. Rozmawiać mają prof. Ireneusz Krzemiński, Krzysztof Tomasik i Anna Laszuk. Tak jest w założeniu, bo Anna Laszuk właściwie nie rozmawia. A kiedy tylko próbuje, jest zagłuszana chichotem.

Najpierw uczestnicy wspominają, jak to było w latach osiemdziesiątych. Było fajnie, ich zdaniem, bo ruch wolnościowy miał wtedy taki charakter, że inicjatywy gejowskie mogły się stać jego częścią. Ja tego nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że ruch ten osadzał się w kościołach, a jedyna dopuszczalna tam ekspresja była heteroseksualna. Młodzi mężczyźni prześcigali się w deklarowaniu swojej heteroseksualności, a zadaniem młodych kobiet była nie jakaś radykalna działalność polityczna, tylko raczej wspieranie tych, za których w końcu powinny wyjść za mąż. Anna Laszuk chce przypomnieć, że lesbijki spotykały się już wtedy z reakcjami seksistowskimi nawet wśród gejów. Ha ha ha, hi hi hi, odpowiadają dyskutanci. Bo ty masz takie amerykańskie pomysły, mówi Legierski, wskazując na jej ontologiczną obcość w tej dyskusji, choć tylko chwilę wcześniej o tym, że Krzemiński wykłada w Stanach, mówił z szacunkiem. Hi hi hi, ha ha ha. Laszuk nie daje za wygraną, więc jeden z dyskutantów musi ją napomnieć: Lesbijki muszą wybierać, czy chcą być z ruchem feministycznym, czy z gejami, ale to temat na inną dyskusję.

Naprawdę? Na inną dyskusję? A może warto było już w tej dyskusji powiedzieć sobie, czego chce ruch gejowski – czy jego ambicją jest dostosowywać się do norm dyskursu publicznego w Polsce i liczyć na to, że w zamian darowane mu zostaną prawa partnerskie? Czy ruch gejowski pragnie ten polski dyskurs publiczny zmieniać, różnicować i sekularyzować, a jeśli tak, to w jakim stopniu? Czy woli się asymilować i w zamian liczyć na akceptację? Czy chce kwestionować seksizm, czy woli się raczej na nim podwieźć? Ale do jakiego, mianowicie, celu?

Piszę: ruch gejowski, bo Anna Laszuk była jedyną osobą, która konsekwentnie używała sformułowania „ruch lesbijsko-gejowski” w ten dyskusji. Inni uczestnicy powtarzali „ruch gejowski”, jakby nigdy nie słyszeli o LGBT. Historię ruchu gejowskiego przedstawił profesor Krzemiński. O uczestnikach buntu w klubie Stonewall w 1969 roku (kamień milowy, jak stwierdził, w tej historii) mówił „chłopaki”, choć powinien był wiedzieć, że tożsamość psychoseksualna uczestników nie była aż tak prostolinijna. Aresztowanie groziło niektórym z nich za niechęć do noszenia choćby trzech wymaganych w tamtym czasie przez prawo części męskiej garderoby. Pobite zostały w czasie tych rozruchów także „po męsku” ubrane kobiety. A sam bunt się nie wydarzył, jak to sobie wyobraża profesor, w nagłym zrywie po latach biernego zniewolenia, tylko był poprzedzony latami uporu i aktywizmu.

A potem były lata siedemdziesiąte, w końcu AIDS... A historia ruchu lesbijskiego była analogiczna? - pyta Anna Laszuk. Ha ha ha, hi hi hi, analogiczna, słychać raźne głosy. Krzysztof Tomasik i Krystian Legierski nigdy nie chichoczą, gdy wypowiada się profesor Krzemiński. Chyba, że tak z sympatią, ale nigdy nie próbują go zagłuszyć. Pewnie dlatego, że jest profesorem. Laszuk (za Bożeną Umińską-Keff) próbuje wnieść kolejny temat, taki, iż parady same w sobie nic nie zmienią, że potrzebny jest projekt praw, i te projekty czas już zacząć przedkładać władzom. Hi hi hi, ha ha ha. Czas antenowy rozkosznie mija. Laszuk wnosi temat ludzi w wieku powyżej pięćdziesięciu lat w ruchu gejowskim. Jak mają się włączyć, jeśli nie odpowiada im głośna muzyka w klubie? Chodzi o to, żeby młodzi zrobili coś dla tych starych, mówi Laszuk, ale swych rozmówców nie zdoła przekonać. Hi hi hi, ha ha ha. W czasie tej dyskusji siedzę u rzeczonej Umińskiej-Keff i z jej partnerem Jarosławem Mikosem pijemy Grand Marnier o smaku pomarańczowym. O suchym pysku nie dałoby się tego wytrzymać.

Od moich gospodarzy dowiaduję się, że politycy z SLD nie wybrali się w tym roku na paradę. Dlaczego? Najwidoczniej stwierdzili, że im się to nie opłaca. Zrobiono badania, że polska ludność jest homofobiczna, więc jeśli ktoś pragnie zyskać poparcie tej ludności, to się jej nie powinien narażać. Nie opłaca się protestować przeciw homofobii, dlatego politycy SLD nie pójdą na paradę. Ludność jest też dodatkowo seksistowska. Nierealnie jednak byłoby oczekiwać, że dzięki popisowi seksizmu na antenie gejowscy działacze łatwiej zyskają poparcie owej ludności.

Według moich gospodarzy w polskim parlamencie lewicy nie ma. Są za to w SLD politycy, którzy mogliby równie dobrze znaleźć się w PiS, lub w PO. Trafili do partii lewicowej, bo tak się złożyło, taki im się gdzieś po drodze wydarzył splot prywatnych okoliczności. Podobny splot prywatnych okoliczności – bardziej niż przekonań, poczucia sprawiedliwości, czy wrażliwości na krzywdę – sprawia, że działacze gejowscy są w ruchu gejowskim. Bo gdyby urodzili się mężczyznami heteroseksualnymi, to dopominaliby się o swoje prawa jako mężczyźni heteroseksualni. Koniec, kropka.

Usłyszałam niedawno opowieść o prostej dziewczynie mieszkającej gdzieś na polskiej wsi, która ubiera się i zachowuje jak mężczyzna. Ów Zenek, całkowicie akceptowany i kompletnie zintegrowany ze swoim wiejskim otoczeniem, na widok przyjezdnych dziewczyn, woła: Dziewczyny przyjechały, będziemy gwałcić!. Od razu widać – taki sam chłop jak wszyscy. W zamian za podobne deklaracje, wolno mu nawet się pokładać z wiejskimi dziewuchami na sianie. Wszystko mu wolno – tylko nie identyfikować się z potencjalnymi ofiarami choćby tylko seksualnej gadaniny. Gdyby komuś naprawdę przyszło do głowy zgwałcić jakoweś przyjezdne kobiety, Zenek nie stanąłby w ich obronie. Bo ma to wbite do głowy, że choć nie jest mu źle, to musi nieustannie zabiegać o akceptację.

Możesz być gejem, możesz być nawet trans, twoja tożsamość jest drugorzędna, ważne jest natomiast, byś myślał w zgodzie z posiadającą władzę większością i tej myśli dawał świadectwo swoimi wypowiedziami i zachowaniem.

A może ów chichot trafiał w Laszuk rykoszetem, a naprawdę poświadczał tylko to, że i Tomasik, i Krzemiński byli naprawdę bezradni – nie wiedzieli, co ma być dalej z ruchem gejowskim w Polsce. Jak pisze Agnieszka Graff:

„Jako uczestniczka marszów równości wiem, że do naszych postulatów należało ‘Giertych musi odejść’, miałabym jednak kłopot ze sformułowaniem bardziej konkretnych haseł na transparenty. Czy do celów polskiego ruchu gejów i lesbijek należy legalizacja małżeństw tej samej płci? Czy chodzi tylko o związki rejestrowane? I co z prawem do adopcji? W tej kwestii docierają do mnie sprzeczne wypowiedzi przedstawicieli ruchu, a rzecz wydaje się istotna. (...) Pytanie jest szersze: czy idziemy – piszę ‘my’, bo z celami mniejszości seksualnych się identyfikuję – drogą francuską, ostrożnie, czy wybieramy strategię ‘na całość’, jak Hiszpanie? Czy myślimy o gejach i lesbijkach w kategoriach jednostkowych praw, czy chodzi o zmianę definicji ‘rodziny’?” (135).

Czytając Graff rozmyślam też i przy okazji o swoim naiwnym przekonaniu, że zjawisko opisane i zdekonstruowane traci swoją moc, zostaje anulowane, przestaje istnieć. A właśnie nie. Fenomen może istnieć nadal pomimo jego uprzedniego opisania. I to jest zadziwiajace.

A ponieważ ruch gejowski w Polsce wskazywał na faszystowskie źródła w argumentach swoich przeciwników, to może czas przypomnieć rzecz jedną. Młodość, męskość i pełnosprawność, to nieodzowne, choć nie jedyne komponenty faszyzmu. Właśnie dlatego, choć profesor Krzemiński zdaje się być tego nieświadomy, w gejowskim ruchu na zachód od Odry, także w USA, zwraca się uwagę na to, żeby ich przeciwieństwa, nie mające prawa bytu w faszystowskiej wizji społeczeństwa nadludzi (gdyż oznaczone jako gorsze, słabsze) ujmować, podkreślać, uhonorować.

Dlatego pierwszą parą, która w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa wzięła ślub w San Francisco w 2004 roku, była para leciwych już kobiet, staruszek, Del Martin i Phyllis Lyon. W 1955 roku założyły one Daughters of Bilitis, pierwszą lesbijska organizację w USA, a od 1955 wydawały lesbijski magazyn The Ladder. Dlatego zamożni i wyemancypowani geje w San Francisco popierają odbywającą się tuż przed główną, strojną paradą, tę mniejszą i mniej strojną paradę lesbijek. Dlatego reklamy w „The Advocate” nie prezentują, jak to sobie roi prof. Krzemiński „rozebranych chłopców”, tylko skierowane są do społeczności LGBT. Tak się składa, że w ostatnim wydaniu internetowym „The Advocate” można nie tylko przeczytać o Del Marin i Phyllis Lyon, ale poznać ich opinie o prawie do małżeństwa, a nawet zobaczyć je, jak trzymają się w objęciach, już naprawdę stare, na zdjęciu. Dlatego, gdy pojechałam pod koniec lat dziewięćdziesiątych na paradę LGBT w Berlinie, to zobaczyłam w dniu tej parady więcej osób na wózkach inwalidzkich, niż na ulicach polskich w ciągu całego mojego życia.

10 czerwca 2008
Izabela Filipiak
Data publikacji w portalu: 2008-06-10
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 0 /głosów: 0
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

abs_ik2008-06-13 20:02
Coś w tym jest. Mam wrażenie, że organizatorzy tegorocznej Parady w ogóle zgubili gdzieś ideę tego wydarzenia i postawili na uliczną zabawę. I że - paradoksalnie - nie służy to ani frekwencji, ani różnorodności:(

zartan2008-06-13 20:36
zawsze mówiłam że kobiety - lesbijki powinny stworzyc swój własny ruch niezależny od ruchu gejów...a parada była po prostu kolejną patrada...bez wodotrysków tym razem...wiecej serca i ducha miałą tegoroczn MANIFA

anka zet2008-06-15 07:20
Ja z tych samych powodów opisanych przez p. Filipiak na warszawskie parady nie chodzę. Wspieram te, które mają niewiele/u uczestniczek/ów i mam nadzieję, że nie pójdą w ślady dyskryminowania kobiet. Serdecznie Państwa pozdrawiam.

kasjopea_19792008-06-15 23:17
"Z rana zajrzałam na stronę internetową Parady i Dni Równości i myślę, że zniechęciła mnie ikonografia. Najpierw zobaczyłam zdjęcia aktywistów. Byli to dość młodzi mężczyźni, wyglądający sympatycznie: na luzie i inteligentnie. Nie było ani jednego zdjęcia podobnie wyluzowanych i inteligentnych aktywistek" Droga Pani Izabelo, nie wiem na jaka strone parady Pani trafila, ale chyba nie na ta wlasciwa. Bo wsrod "ludzi Fundacji" sa dwie kobiety. Mysle ze obie (ja i moja kolezanka) wygladamy sympatycznie i wyluzowanie:) Czy moze nie mam racji i faktycznie mozna pomylic nas z plcia meska? Dni Rownosci a takze parada to nie tylko swieto gejow, ale i lesbijek. I nie tylko przez gejow byly te swieta przygotowywane. Wiem co mowie, bo wlasnie dla tych przygotowan wzielam urlop i przyjechalam na dwa tygodnie do Warszawy. Lesbijek bylo nas na pardzie sporo. A ze moglo byc wiecej, to juz inna sprawa. Nie bylo Porozumienia Lesbijek....Hmmm, prawde mowiac jakos sluch o nich zaginal, choc moze tylko u mnie w Berlinie nic o nich nie slychac....W kazdym badz razie, faktycznie szkoda, bo dziewczyny zaslynely z paru bardzo fajnych akcji... Nie moge sie z Pania zgodzic, ze chodzilo nam o manifestacje erotyzmu. Motto parady brzmialo: "Zyj, kochaj, badz". I jezeli cos mielismy zamanifestowac to wlasnie to ze jestesmy i kochamy, no i przede wszystkim mamy do tego prawo! Co do programu Dni Rownosci (przypominam ze nie byla to tylko parada:"uliczna zabawa", ale calotygodniowy Festiwal Rownosci: www.festiwalrownosci.pl), to byl on taki a nie inny. Stworzyla go garstka ludzi. Az siedmioro...Mysle ze staralismy sie zeby kazdy/kazda znalazla w ciagu tych dni cos dla siebie. To ze nie wszystko bylo perfekcyjnie, ze moglo byc lepiej...Coz...Jestesmy otwarci na pomysly, chetnie wysluchamy krytyki i przede wszystki zapraszamy do wspolpracy! Pozdrawiam serdecznie, Katarzyna Lachowicz Fundacja Rownosci

el_duende2008-06-21 00:14
salut! salut za opisanie podwojnego wykluczenia...

Green2008-06-21 11:51
Nie wszystkie hasła i zachowania mi się podobały, ale ruch jeszcze młody, więc wspieram. Mam nadzieję, że jak okrzepnie, to parady nie pójdą w kierunku Love Parade, bo na pewno przestanę chodzić. Mnaifestowanie erotyzmu jakiejkolwiek płci jest dla mnie niesmaczne.

nitromint2008-06-28 18:32
"Parada"- nazwa zniesmacza i zniechęca do popierania podobnych przedsięwzięć. Jestem "bi". Cała soba bronię racji wszelkich orientacji seksualnych, ich /moich/ praw. Ale. Tego typu widowiska ośmieszają te racje. A korowody dziwolągów wzniecają nieprzychylne reakcje. Ale. Każdy może manifestować i obnosić się ze swoimi poglądami czy wyznaniem. Dlatego też pełno wrzaskliwych osobników głoszących owe hasła. Ale. Może więcej powagi i wyciszenia reprezentujących wspólne sprawy przyniesie więcej korzyści niż groteskowe zachowania. Jestem "bi"....

zawirowanie2008-07-25 19:02
Czy "męskość" naprawdę nie ma nic do zaoferowania??? Kiepska polityka. Na szczęście jetem lesbijką. :P

axamitek  Axamitek@o2.pl2008-08-03 08:37
a to była jakaś parada? O! Przegapiłam! Proponuje stworzyć fundusz inwestycyjny SAFO. Będzie kasa będzie broniona ideologia. Czas zadbać o odpowiednie finansowanie. To co zakładamy fundusz?!

Inteligentka172009-02-04 23:38
Całkowicie zgadzam się z opinią Nitromint. Czy są osoby, które uważają, iż owe korowody kolorowych, często wyuzdanych parad przyniosą pożądane skutki? Osobiście nie sądzę, choć prawo do własnego zdania dane jest -na szczęście- wszystkim. Uważam także, iż zdecydowanie pozytywniejsze rezultaty przyniosłyby nie tego typu "imprezy" w kolorowych ciuszkach, a spokojne, racjonalne a przede wszystkim w dobrym stylu ewentualne marsze. Pozdrawiam :) Ewa.

Guinewere2009-02-24 20:21
Polska nawet w postępie jest "sto lat za Murzynami". Nietolerancja promuję "tolerancje"... wszystko na odwrót. Paranoja

pozojuz2009-05-30 02:54
Parady "pajacowe" są potrzebne. Pajacom. To tak jak „wegetarianom” greenmarkety. Mam inny, powazny, problem nie znoszę mojego kolegi geja, który to ukrywa. Nie jest dla mnie problem, że to ukrywa. Dla mnie jest problem, że ma inklinacje do za młodych. Bardzo za młodych „kolegów”. Pytany wprost, twierdzi że są pełnoletni. Ja napisze po prostu, moim zdaniem mam kolegę geja i pedofila. Nie sądzę, żeby w jego zainteresowaniach były dzieci – chłopcy nie, natomiast nastoletni tak. Kontynuując, piszę o, moim zdaniem, sympatycznym koledze, ale z inklinacjami do pedofilii. Ja się na to nie zgadzam. !!!!!!!! Są za młodzi. Próbowałam i ja, i inna koleżanka mu to uzmysłowić, oburzał się. Czy powinnam to "gdzieś" zgłosić? Jak mu pomoc?

sido752009-06-13 20:06
Szymon Niemiec - ksiądz to wystarczający argument by uznać paradę równości za występy idiotów i kretynek .... jak mniemam, tak odebrała to większość społeczeństwa. Jestem les ateistką i nigdy nie dopuściłabym się profanacji symboli jakiejkolwiek religii. Skoro chcemy by szanowano nas, szanujmy też innych. I tak sobie myślę. że większości nas chodzi tylko o to by żyć tak jak chcemy, a nie o o formalizację związków, czy adopcję.... czy, aby drogą do celu jest na pewno agresywny przekaz raniący uczucia innych? Cieszę się że ludzie mają odwagę wyjść na ulicę, i jestem pełna podziwu dla osób które manifestowały, ale czy tacy "Szymonowie" przysłużą się naszej sprawie?

magdalena242009-07-21 16:52
Popieram wszelkie ruchy na rzecz tolerancji, ale nigdy nie wezme udziału w paradzie. To jakos do mnie nie przemawia , stwarzamy mozliwosc prowokacji i osmieszania nas. Szczegolnie atakowani sa panowie , my jakby jestesmy bardziej tematem zaciekawienia i zainteresowa seksualnego . Oceniana jest nasza uroda i to jedynie jest okazja do pokazania, ze les to nie baba- chlop ..

Antri2009-08-18 10:09
Nie chodzę na parady, ale czuję się podle, że nie robię nic. Mamy swój malutki światek z moją dziewczyną, żadnych ujawniań-się, takie szczęśliwe wychuchane ciepełko. Ja wiem czy szczęśliwe? Bo przecież z daleka, bo nie mieszkamy razem, bo jakby to wygladało... bo moja córka-katoliczka, bo jej rodzina, bo praca, bo funkcje społeczne, a prasa tylko czeka na takie newsy. Więc nigdzie nie łażę, nic nie robię i pluję sobie w pysk, że nic; chciałby się żeby inni wywalczyli moje prawo do życia w związku z kobietą, normalność takiego związku na codzień i "wizytę w drugie święto u rodziny". Pomarzyć. Z drugiej strony - no właśnie: jaka jest siła tych parad? Gdzie jest pomysł, za który warto zginąć? Gdzie jest środowiskowa solidarność? A kiedy zadaję te pytania - to mają one jakiś sens, czy to tylko racjonalizacja mojego własnego nieróbstwa? A może już nie warto? Bo czas: przeszłam na tę stronę dobrze po pięćdziesiątce. Ech, nic już nie wiem. Wiem, że jest pięknie i ciężko.

Kingunia2011-03-20 23:48
Moim skromnym zdaniem nie wystarcza już jedna wspólna parada, tak jak jedna partia nie reprezentuje całego narodu. Każdy z nas, z naszego lgbt środowiska, ma prawo mieć własne poglądy i własne pomysły na wyrażanie siebie, czy walkę o różnorodne prawa. Drażni mnie idea wrzucania wszystkich do jednego wora, a tym bardziej uzurpacja pewnych osób do prawa wypowiadania się w imieniu innych bez ich zgody. Ja w życiu nie pójdę na paradę ramię w ramię z kolegą gejem, (którego swoją drogą, jako kupla, lubię) ponieważ zupełnie nie przemawiają do mnie popierane przez niego, niezwykle aktywnie, środki typu (pół-)naga parada do osiągania celów. Nagość, jako symbol bycia naturalnym, bycia sobą (czyli w tym konkretnym przypadku - bycia homo), jest wg mnie kompletnie nietrafionym pomysłem. Odpowiada mi natomiast podejście jednej z uczestniczek tej dyskusji, która sugeruje zorganizowanie marszu z klasą. Taki marsz rozumiem, jako pewien komplet zachowań, otwartych zachowań, który pokazuje zgodną i dopasowaną parę dwu osób tej samej płci, która poważnie podchodzi do życia, chce trwać przy sobie na dobre i złe, żyje obok innych ludzi zdobywając ich szacunek, rozwijając swoje talenty, czy obrany kierunek zawodowy - po prostu zwyczajnie egzystuje, nie wrzeszcząc przy tym "jesteśmy lesbijkami!!! jesteśmy gejami!!! szacun się należy, katole!!!!". Oczywiście zaraz pojawią się protesty, że w ten sposób nic się nie osiągnie... Uważam jednak, że kropla drąży skałę. Polską świadomość trzeba, niestety, cierpliwie przebudowywać delikatnymi i jednocześnie zdecydowanymi ruchami. Pokazywać naszą normalność w sposób subtelny. Krzykacze z parad też chyba mogą coś ugrać... i niech sobie chodzą i obrywają jajkami... Ja się pod nimi nie podpisuję i nie chcę by ktokolwiek mnie z takimi utożsamiał - w imię idei, że tak, jak polityk PiSu choć w życiu z PO się nie zgodzi, to jednak nadal na dnie jego serca (miejmy nadzieję) jest nasza Polska, tak i my nie musimy się wzajemnie zgadzać, żeby o wspólne zabiegać. Amen.


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

NAPISZ DO NAS

Masz uwagi, zauważyłaś błędy na tej stronie?
A może chciałabyś opublikować swój tekst?
- Napisz do nas!

FACEBOOK

Zapraszamy na nasz profil Facebook
© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024