Ciągle coś mnie różni od innych

Była działaczką na rzecz praw kobiet i mniejszości seksualnych, pomagałatrudnej młodzieży i bezdomnym. Od 12 lat prowadzi w Oakland szkołę tańca dla par tej samej płci. W wieku 45 lat wystartowała w turnieju tańca towarzyskiego na słynnej gejowskiej olimpiadzie Gay Games w Sydney. I wróciła z niej ze srebrnym medalem. Dla Zoe Balfour taniec jest budowaniem więzi, nauką otwartości i tolerancji.
Zoe Balfour, Roke Noir, Montreal 2006, foto: archiwum prywatne
Zoe Balfour, Roke Noir, Montreal 2006, foto: archiwum prywatne
Zoe Balfour, San Francisco 1998, foto: archiwum prywatne
Zoe Balfour, San Francisco 1998, foto: archiwum prywatne
Zoe Balfour, Veronica C. Combs, Chicago 2006, foto: archiwum prywatne
Zoe Balfour, Veronica C. Combs, Chicago 2006, foto: archiwum prywatne
Poznaję ją na jesieni zeszłego roku. Parkiet i brązowo-złote ściany, przepych lat 60., a pośrodku kobieta, która wygląda jak kubańska arystokratka na wygnaniu: kapelusz z czarnej słomki, bluzka z głębokim dekoltem, spódnica z krynoliną.
- Gdy prowadząca podnosi lewą rękę, prowadzona ustawia się do obrotu - tłumaczy klasie melodyjnym, dobrze ustawionym głosem. Taniec jest rozmową, w której wiele zależy od jasności przekazu.

Najpierw trafiłam na piątkowy bal. Po parkiecie sunęły uśmiechnięte pary, wykonując z lekkością skomplikowane taneczne figury. Często starsze, nie zawsze pięknie zbudowane kobiety nie wyglądały na zawodowych tancerzy. Nie było ogłuszającej muzyki, papierosów i alkoholu. Cóż to za społeczność?

Wędrówka i żałoba

Zoe, królująca nad salą, też była zagadką. Jej szkoła nazywa się Trip the Light Fantastic - nauczycielka tańca, która cytuje Johna Miltona? Spotykamy się w kompleksie sal balowych. Gdy Zoe kończy trening, siadamy przy stoliku z widokiem na zatokę. Z wielkiej torby wyciąga rodzinne zdjęcie.

- Wandalowie mieszkali w Warszawie tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej - przedstawia mi kobiety z ufryzowanymi włosami i mężczyzn spoglądających pewnie w obiektyw. - Pradziadek miał warsztat obróbki metalu. Byli Żydami. Wyemigrowali do Ameryki. Imię odziedziczyłam po praprababci.
Rodzina Wandalów osiedliła się w Chicago. Mama Zoe - Jewel - była jedną z pierwszych kobiet, które skończyły Uniwersytet Illinois w Urbana-Champaign, została terapeutką.

- Jak to się stało, że wychowałaś się w Anglii? - Do układanki rodzinnej nie pasuje mi jej brytyjski akcent. - W Walii - poprawia. - Ojciec, William Campbell Balfour, był Szkotem. Przyjechał do Chicago na stypendium Fulbrighta, spotkał moją przyszłą matkę na tańcach i przeniósł ją przez śnieg. Na wieść o tym, że Jewel chce wyjść za nie-Żyda, Doris, jej matka, zamknęła się w łazience i zagroziła, że utopi się w wannie. Do małżeństwa doszło, bo ojciec przechrzcił się na judaizm. Był agnostykiem, kwestia wiary interesowała go jako naukowca.

Osiągnął wysoką pozycję mimo trudnego startu w dzieciństwie. Po śmierci ojczyma jako 12-letni chłopiec musiał pójść do pracy. Kiedy wybuchła druga wojna światowa, wstąpił do komandosów. Po wojnie podjął naukę w London School of Economics. Uzyskał tytuł profesora ekonomii, wykładał na Uniwersytecie Walijskim w Cardiff, wydał kilka książek na tematy ekonomiczne. Dla przyjemności pisał satyryczne skecze dla matki, która amatorsko zajmowała się teatrem.

- Rodzice zmarli, gdy byłam nastolatką - mówi cicho Zoe. - Mama odeszła na raka piersi, gdy moja siostra Leslie miała 15 lat, a ja - 13. Dwa i pół roku później ojciec zmarł w Oslo na atak serca. Pojechał tam z cyklem wykładów. Po jego śmierci wciąż przychodziły kartki, które pisał do nas z podróży.

Szkocka babka miała początki alzheimera i nie lubiła dziewcząt. Zoe i Leslie pojechały do Miami na Florydę. Tam ich ciotka Deborah Sue, dziesięć lat młodsza od Jewel, dawniej modelka, obecnie nauczycielka, odnosiła sukcesy, pracując z trudną młodzieżą. W pracy stosowała żelazną dyscyplinę, w domu zaskakiwała brakiem konsekwencji. Z czasem okazało się, że cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną. Zoe próbuje ucieczek z domu. Musi jednak mieszkać z ciotką do 18. roku życia, a potem - droga wolna.

Szkoła i polityka

W miejskim college'u w Miami Zoe, dotąd przeciętna uczennica, zostaje prymuską, choć pogrążona w żałobie przestaje w ogóle się uczyć. Niesie ją wykształcenie w walijskiej szkole społecznej, które profesor Balfour zapewnił córkom. Zostaje umieszczona dwie klasy wyżej - 15-latka wśród 18-latków. W drugim semestrze ma tylko jeden przedmiot - amerykanizm a komunizm. Dla jej amerykańskiej rodziny ojciec Zoe, polityk Partii Pracy, był równie podejrzany jak komuniści.

- Gdy miałam siedem lat, chodziłam z nim od drzwi do drzwi, rozdając ulotki w czasie wyborów. Należał do Towarzystwa Fabiańskiego, które skupiało brytyjskich intelektualistów. Odrzucali oni rewolucyjny socjalizm i zalecali stopniowy rozwój społeczeństwa poprzez reformy. Ojciec zabierał nas co tydzień do biblioteki publicznej. Jak już przeczytałam wypożyczone nam na tydzień książki dla dzieci, dawał mi do czytania George'a Bernarda Shawa, mistrza fabianistów.

W college'u Zoe doskonali się w sztuce debaty. Wkrótce staje do konkursów w improwizowanych politycznych sporach na uczelniach w całym kraju. Na studia jedzie do Urbana-Champaign, bo tam kiedyś studiowała jej matka. Jako kierunek wybiera komunikację i psychologię społeczną. Chce zostać prawnikiem ze specjalizacją w zakresie praw obywatelskich. Po roku odkrywa, że może wyjechać na studia do Anglii. Wybiera Uniwersytet Keele w regionie Staffordshire, krainie garncarzy. - Keele nie był wielkim uniwersytetem, ale poznałam tam najnowszą literaturę oraz teatr francuski, gdzie było sporo tańca, i... - Zoe zawiesza głos - wstąpiłam do stowarzyszenia gejowskiego.

Dojrzewanie i rewolucja

Zoe opowiada mi o swoim życiu tak, jakby pisała książkę - gotowymi rozdziałami. Gdy zwracam jej na to uwagę, protestuje: - Nie zaplanowałam tej rozmowy!
Być może doświadczenie w sztuce komunikacji sprawia, że układa tematy swego życia w swoistym porządku: rodzina, wykształcenie, polityka, seksualność, choroba, taniec, społeczność.

- Gdy dorastałam, można było w Walii usłyszeć takie dziecięce wyliczanki: „raz, dwa, trzy, homo jesteś ty". W rezultacie bardzo się pilnowałam. Nie przyglądałam się koleżankom w szkolnej przebieralni i zawsze miałam chłopaków. W grupie terapeutycznej, na którą zapisała nas ciotka, żeby ułatwić nam przystosowanie się do życia w Ameryce, raz wspomniałam, że podobają mi się kobiety. Grupa zareagowała paniką, więc się zamknęłam. Ale wraz z Festiwalem Muzyki Kobiet, który gościnnie odbył się na Uniwersytecie Illinois, nastąpił przełom. W sklepie osiedlowym spotkałam parę przyjaciółek. Przyjechały na festiwal z Chicago, zaproponowałam im u siebie nocleg. Jedna była Polką, druga Żydówką - właśnie się rozwiodła. Zbliżyłyśmy się do siebie, została moją pierwszą kochanką. Pojechałam do niej do Chicago. Nasz związek jednak nie trwał długo - zdecydowałam się na studia w Keele, bo była we mnie silna potrzeba powrotu do kraju, z którego zostałam wyrwana.

Na dyskusjach uniwersyteckiego stowarzyszenia gejowskiego Zoe jest jedyną kobietą. Kończy studia i przeprowadza się do Walii. Zaczyna pracować dla Women's Aid, organizacji na rzecz ofiar przemocy domowej. Podejmuje dyżury w gejowskim telefonie zaufania. Wyjeżdża na marsze protestacyjne do Londynu, prowadzi grupy zajmujące się studiami nad matriarchatem, działa na rzecz zmiany „unieważniającego" kobiety języka praktycznej komunikacji.
- Nie była to komuna - wspomina tamte czasy. - Mieszkałyśmy we czwórkę, jadłyśmy osobno, każda miała dużo przestrzeni dla siebie.

Jestem zaskoczona. Myślałam, że rozmawiam z arystokratką na wygnaniu, a tu spod fantastycznych sukien wyłoniła się osoba z anarchofeministyczną przeszłością.
- Było nam łatwiej niż pierwszym sufrażystkom. Wierzyłam w jawność. Wsiadałam do autobusów i pociągów nosząc znaczek „Jak śmiesz zakładać, że jestem heteroseksualna”. Do samolotu do Stanów zakładałam inny, „Dynamitowa lesbijka”. Chciałam stanowić przeciwwagę do ignorancji, prowokować rozmowy. Wcześniej, studiując sztukę komunikacji, nauczyłam się perswazyjnego mówienia. Jeśli chcesz kogoś przekonać do nowej idei, musisz dać się poznać i spotkać w połowie drogi. Im bardziej będą cię szanować jako źródło informacji, tym chętniej wezmą pod uwagę twój punkt widzenia. A jak znajdziesz ten punkt, w którym zechcą się z tobą spotkać, to możesz ich zabrać krok dalej.

Choroba i taniec

Mieszka w Cardiff, mieście, które zna od podszewki. Myśli o matce, która odeszła w wieku 41 lat. Nie spodziewa się, że ją przeżyje i doczeka starości. Od momentu, gdy jako nastolatka straciła dom, nosi ze sobą ogromne torby z rzeczami pierwszej potrzeby, na wszelki wypadek. Zbyt zajęta, żeby myśleć o sobie, służy pomocą nastolatkom, którzy popadli w kłopoty z prawem, potem ofiarom przemocy domowej, a na końcu bezdomnym. Tylko jej ciało się buntuje. Egzema pokrywa niemal całą skórę. Swędzi, gdy się ją drapie, powstają rany. Trzy razy dziennie trzeba od stóp do głów smarować się maścią. Traci się na wadze. Chodzenie sprawia trudność.

- Nie miałam jeszcze trzydziestu lat, a wyglądałam, jakbym zaraz miała umrzeć. Nie miałam siły pracować, gotować, sprzątnąć wokół siebie. Zgłosiłam się do szpitala, a tam mi podali sterydy.

Jednak Zoe już wcześniej wybrała medycynę niekonwencjonalną, nie mogąc pogodzić się z tym, że jej matkę potraktowano jak królika doświadczalnego. Pamięta jak lekarze przed śmiercią odjęli jej jajniki, żeby zobaczyć, czy to coś zmieni, i zastosowali radiację, która spaliła jej ciało. - Alternatywna medycyna zaleca, aby choroba wyszła na zewnątrz. Poprzez egzemę to, co było we mnie, wyszło na zewnątrz... i tam zostało. Rozważałam samobójstwo, jeśli coś się nie zmieni po pięciu, sześciu latach. Wytrzymałam dziesięć.

Wyzdrowiała, gdy pogodziła się z tym, że przestanie zbawiać świat – zaniechała wyjazdów na protesty polityczne, zrezygnowała z działalności społecznej. Wybrała się na lekcje tańca.

- Ja i moja partnerka byłyśmy jedyną kobiecą parą na lekcjach w miejskim ośrodku kultury, wśród emerytów, którzy przemiło się do nas odnosili. Zaczęłam organizować wieczorki taneczne dla kobiet, a w gejowskich klubach potańcówki w stylu country and western. Nauczyłam się shiatsu, zajęłam się poważniej alternatywną medycyną. Związałam się z pewną Amerykanką. Pojechałam na pół roku do Stanów i zostałam.

Łysa tancerka

Zoe osiedliła się w Oakland, bo zachwyciła się Zatoką San Francisco. Nie przestała mieć kłopotów ze zdrowiem. Rozpoznano u niej chorobę Crohna (stan zapalny jelit). Gdy zaczęła jeść potrawy bez dodatków chemicznych, jej stan się poprawił.
Szkołę tańca w Oakland przejęła w 1997 roku po poprzedniej właścicielce. - Właśnie skończyłam 40 lat, a tyle miała moja matka, gdy zmarła. Wtedy zapadłam na chorobę, która objawia się całkowitą utratą włosów.

Włosy Zoe były kruczoczarne, tak gęste. że gdy była dziewczynką, rodzice prowadzili ją do fryzjera, żeby je przerzedził. Aż tu nagle stała się łysą kobietą. Choruje do dziś, ale nauczyła się z tym żyć.
– Przez dwa lata nie nosiłam peruki, bo nie przyszło mi to do głowy – uśmiecha się. – Niekiedy obcy ludzie na ulicy przyglądali mi się, jakbym zrobiła to sobie, żeby ich prowokować. W końcu postanowiłam ten wygląd ograć. Zaczęłam nosić ekstrawaganckie kapelusze, z piórami, ozdobami, błękitne i purpurowe peruki.
Kolorowe peruki stają się jej znakiem rozpoznawczym. Na konkursach odróżniają ją wśród innych tancerzy. Jak to się stało, że taniec w ogóle pojawił się w twoim życiu? - Radykalnej działaczce w latach 70. nie wolno było nosić sukienek i kolczyków. Starałam się dostosować. Obcięłam włosy, nosiłam dżinsy. Taniec stał się pretekstem do zakładania pięknych strojów.

Stroić lubiły się zawsze kobiety w rodzinie Wandalów. Zoe pokazuje mi zdjęcie babki w ozdobionej sztucznymi kryształami flapper dress, sukience zbuntowanej dziewczyny z lat międzywojnia. Zoe bawiła się tą suknią w dzieciństwie.
Dziś, pomimo zwichrowanego systemu immunologicznego, Zoe uważa się za zdrową jak rydz. Od 2007 roku utrzymuje tytuł mistrzyni Ameryki Północnej w konkursach par tej samej płci w kategoriach walc, quick step i tango. W lipcu tego roku na olimpiadzie OutGames w Kopenhadze zostaje mistrzynią świata w kategorii tańce standardowe par powyżej 40. roku życia. Grupy taneczne pod jej kierownictwem także zdobywają medale.

- Mam pięćdziesiąt jeden lat. Moja partnerka do tańca jest młodsza ode mnie o 15 lat, ale kondycję mamy taką samą. Zdobywamy tytuły mistrzowskie. Czuję się spełniona. Jestem szczęśliwa, że mogę inspirować innych, stać się wzorem dla osób w moim wieku.

Jej szkoła tańca skłania ludzi do myślenia i służy budowaniu społeczności. Dla par jednopłciowych nie ma miejsca na klasycznych konkursach tańca towarzyskiego. Jeśli sędziowie ośmielą się dopuścić taką parę, może dojść do unieważnienia turnieju. Stąd taniec jest dla Zoe działaniem politycznym. Konkursy taneczne par jednopłciowych towarzyszą olimpiadom takim jak Gay Games i Outgames, odbywają się w stolicach świata.

- Gdy jako nastolatka przyjechałam do Stanów, byłam traktowana jako inna, bo mówiłam z walijskim akcentem. Kilka lat później wróciłam do Anglii i postrzegano mnie jako Amerykankę. Ciągle coś mnie różni od innych, środowisko znajduję jednak zawsze. Budują mnie udane przyjaźnie. Mam dar, który pozwala mi docierać do ludzi. Tylko nie mam czasu na to, co powierzchowne. Kiedy kogoś poznaję, chcę dotknąć głębi tej osoby, nic innego mnie nie interesuje.

Na parkiecie obok nas zaczyna się lekcja dynamicznego swinga w wersji West Coast. Za chwilę ja opowiem Zoe, co straciłam, co znalazłam, jak przeżyłam.
Izabela Filipiak
Data publikacji w portalu: 2009-10-04
Tekst ukazał się w "Zwierciadle", 10/2009. Redakcja dziękuje autorce za udostępnienie tekstu.
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 5 /głosów: 2
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

anka zet2009-10-19 10:29
Jakie to PIĘKNE! I bardzo MOŻLIWE! Również u nas, w Polsce.

axamitek2009-10-21 23:11
fajny tekst, ciekawa postac, rozne koleje losu, niezła mieszanka krwii, i zawsze cos nie tak.........jak mojej przyjaciolki mama ktora posiadajac 2 obywatelstwa i dwa domy czesto mowila "najlepiej czuje sie w samolocie" :) Egzema jak i alergia to defekt psychologiczny...nie skórny. może jakis wewnętrzny brak spójności tozsamości wyrzucony na zewnątrz.


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

NAPISZ DO NAS

Masz uwagi, zauważyłaś błędy na tej stronie?
A może chciałabyś opublikować swój tekst?
- Napisz do nas!

FACEBOOK

Zapraszamy na nasz profil Facebook
© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024