frick Jestem słaba i jestem silna
mam w sobie niezliczone pokłady empatii, oddania i uporu w dążeniu do celu.Zawsze walczę do końca o to w co wierzę. Z całych sił staram się postępować słusznie, nie iść po trupach i nie być w swych postanowieniach jak chorągiewka, bo to według mnie pokazuje siłę charakteru i wartość człowieka. Wiem że nie jestem ideałem (wciąż pracuję nad sobą) i od nikogo tego nie oczekuję.
Chcę jedynie odwzajemnionej miłości, takiej która pozwoli mi się rozwijać i cieszyć każdym dniem. Nie takiej która będzie się chwaliła moimi sukcesami jak swoimi, jednocześnie zazdroszcząc mi ich. Nie takiej na którą będę musiała zasługiwać każdego dnia na nowo tracąc resztki siebie, ale takiej bezwarunkowej i nie przekalkulowanej. Nie takiej z wielkimi obietnicami i miernymi czynami na pokaz, żeby się wybielić i coś komuś udowodnić. Nie takiej przed którą otworzę najskrytsze zakamarki swej głowy i serca i zaufania, a która w zamian da mi tylko wymówki, oczekiwania i podwójne standardy, tylko takiej która odwzajemni każdą z tych rzeczy, wiedząc że bez tego nigdy nie będzie "nas". Chcę miłości otwartej, która nie będzie sie mnie wstydzić i chować mnie jak wstydliwy sekret, jednocześnie żyjąc i chwaląc się moim w pełni otwartym życiem. Nie chcę miłości która będzie wszystko i wszystkich stawiać ponad mnie i to co nas łączy. Nie takiej która będzie traktować mnie jak zabawkę, którą odłoży na półkę żeby poczekała aż gdzieś na końcu skapnie jej trochę uwagi, i to tylko dlatego że to ona jej potrzebuje a nie ja. Ale za chwilę i tak trafię na tę półkę, bo przecież trzeba lecieć dalej, grać i stwarzać pozory, tworzyć układy, kombinować, a na koniec przyjść i winą za swoje zmęczenie obarczyć mnie i rzucić mi że przecież zabrała mnie w ostatni weekend na wycieczkę.... z całą 15 osobową ekipą, w większości obcych mi osób przy których przecież nie będzie mi okazywać uczuć, bo nie wypada. Nie chcę miłości nad którą będę musiała stać z drżeniem serca, ze jak nie przytrzymam i się odwrócę to sobie pójdzie bez wyrzutów sumienia do kogoś innego żeby mnie zranić, a potem wmówi wszystkim że mnie kocha, ale ja zwariowałam i musi uciekać, nie wspominając że przez rok na boku budowała sobie drugie życie.
Nie chcę miłości która rani a potem kłamie, takiej która obiecuje że sie postara, nic z tym nie robiąc, takiej która w jednym momencie oddaje się rozkoszom ze mną, a za chwile zamyka się
wc żeby przez komórkę składać kolejne obietnice komuś innemu. Chcę Dorosłej/Dojrzałej Miłości a nie karierowiczki z syndromem Piotrusia Pana albo co chyba jeszcze gorsze narcystycznej socjopatki. Chcę być z kimś koto dotrzymuje złożonych obietnic i nie depta zaufania które ode mnie dostał. Kogoś kto nawet jak przyjdzie nam sie rozdzielić zawsze wróci jak bumerang, doceniając każdą wspólną chwilę a nie skupi się na tym że jesteśmy osobno. Kogoś to doceni moją miłość bo walczę o to co ona spieprzyła a nie nazwie tego uczucia obsesja tylko po to żeby odwrócić uwagę od tego że sama ma obsesję na punkcie kochanki z internetu.
WIDZISZ TO MAŁA? NIE BOLI CIĘ TO ŻE MNIE ZRANIŁAŚ CZY TO ŻE ZEPSUŁAŚ TO CO SAMA BUDOWAŁAŚ PRZEZ TE WSZYSTKIE LATA, BOLI CIE TO ŻE ZOSTAŁAŚ PRZYŁAPANA, I NAWET TERAZ SIĘ WYPIERASZ I PRÓBUJESZ OBRÓCIĆ WSZYSTKO PRZECIWKO MNIE.