Kim jestem? (Nie) Akceptacja własnej orientacji
Kim jestem? (Nie) Akceptacja własnej orientacji
Czy zawsze tak było? Zwracam się przede wszystkim do tych, które nie wiedziały 'od zawsze' jakie są. Czy były takie chwile, że wypierałyście to z siebie albo wstydziłyście się tego?
Chyba jestem na takim etapie. Nie mogę się z tym pogodzić. 'Że ja?'
A poza tym, myślę sobie-najbardziej podobają mi się kobiety. Mogłabym żyć z kobietą. A z drugiej strony czasami podobają mi się faceci. Mówię czasami, bo bardzo czasami- jak się trafi. Mogłabym to określić. 90% kobiet i 10% mężczyzn. Czy mam się nazwać już bi? Przez pewien czas myślałam, że nie powinnam się szufladkować, ale teraz czuję bardzo taką potrzebę. To tak jakbym się szamotała w nijakości i niewiedzy. Przeraża mnie to, bo przez całe życie do momentu związku z dziewczyną widziałam się jako kobietę z mężem, dziećmi i psem.
Właśnie. A teraz wy-może macie/mieliście podobne myśli i uczucia?
Chyba jestem na takim etapie. Nie mogę się z tym pogodzić. 'Że ja?'
A poza tym, myślę sobie-najbardziej podobają mi się kobiety. Mogłabym żyć z kobietą. A z drugiej strony czasami podobają mi się faceci. Mówię czasami, bo bardzo czasami- jak się trafi. Mogłabym to określić. 90% kobiet i 10% mężczyzn. Czy mam się nazwać już bi? Przez pewien czas myślałam, że nie powinnam się szufladkować, ale teraz czuję bardzo taką potrzebę. To tak jakbym się szamotała w nijakości i niewiedzy. Przeraża mnie to, bo przez całe życie do momentu związku z dziewczyną widziałam się jako kobietę z mężem, dziećmi i psem.
Właśnie. A teraz wy-może macie/mieliście podobne myśli i uczucia?
Re: Akceptacja własnej orientacji
Miałyście, a nie mieliście - of course !
Re: Akceptacja własnej orientacji
To chyba normalne odczucie, szczególnie silne w młodym wieku. Mnie to dopadło już w takim wieku, kiedy zdążyłam już siebie dobrze poznać i zaakceptować. Chyba nawet nie była to niespodzianka ani dla mnie, ani dla najbliższego otoczenia. Wręcz od przyjaciółki usłyszałam słowa "no w końcu to odkryłaś, ja to wiem już od dawna". Sama poczułam ulgę i wewnętrzną wolność. Jakby jakiś ciężar spadł z moich barków i nagle byłam w zgodzie sama z sobą. Wsparcie zaufanych osób pomaga pogodzić się z prawdą o sobie. Nie wiem czy to norma w takich sytuacjach, ale po samouświadomieniu dopiero zaczyna czas eksploracji. Szukania informacji na ten temat; dopasowywania się do tego; przypominania zdarzeń z przeszłości i ich interpretacja. I po dłuższej i głębszej retrospektywnej analizie zauważa się, że tak naprawdę od zawsze w kręgu zainteresowań były kobiety, chociaż w tle również pojawiali się chłopcy/mężczyźni. A wstydzić się nie ma czego. Nie stałaś się nagle innym człowiekiem. Tylko teraz co najwyżej możesz mieć żonę, dziecko i psa. Też fajna perspektywa
Re: Akceptacja własnej orientacji
Nie. Jesteś po prostu czwórką/ piątką w skali Kinseya, i witaj w klubie. Orientacja seksualna też ma swoje odcienie szarości.Leena pisze:Mogłabym to określić. 90% kobiet i 10% mężczyzn. Czy mam się nazwać już bi?
Oczywiście, że tak.Leena pisze:Czy były takie chwile, że wypierałyście to z siebie albo wstydziłyście się tego?
Myślę, że ostatnie siedem lat mojego życia można zapisać bardzo ogólnikowo wzorem: odkrycie (ok. 15 rok życia) --> próba wyparcia (16/19 rok życia) --> akceptacja (19- do teraz) (dzięki zmianie środowiska).
Jak widzisz trzy lata (całe liceum) zajęło mi dojście z punktu A do punktu C. I bynajmniej, nie był to najciekawszy okres w moim życiu.
Już się "zaszufladkowałaś" kilka zdań wcześniej, przyznając, że jednak te 90% należy do kobiet.Leena pisze:Przez pewien czas myślałam, że nie powinnam się szufladkować, ale teraz czuję bardzo taką potrzebę. To tak jakbym się szamotała w nijakości i niewiedzy.
Życzę powodzenia w określaniu siebie!
Biorę rysunek do kolorowania
I wypełniam go ołówkiem
bo jestem półgłówkiem
I wypełniam go ołówkiem
bo jestem półgłówkiem
Re: Akceptacja własnej orientacji
Ja absolutnie nie miałam problemu z zaakceptowaniem siebie. Uważam, że nie ma się czego wypierać i jest to tylko ograniczane przez narzucone wzorce moralne, które de facto powoli w tej kwestii stają się coraz bardziej przyjazne.
Możliwe że po prostu nie spotkałam się z silną nietolerancją. Owszem, było zdziwienie niektórych znajomych gdy im wyznałam, ze zakochałam się w koleżance, ale bez problemu to zaakceptowali. Jedynie moja kuzynka troche przemilcza tą sprawę, ale z bliższymi znajomymi mogę o tym porozmawiać.
Poza tym do mojego gimnazjum chodziły lesbijki, które nie kryły się ze swoją orientacją i nikt nawet nie odważył się powiedzieć coś nietaktownego. Możliwe, że to dlatego iż były to osoby, które nie dałyby sobie wleźć na głowę, ale pokazało mi to, że odmienna orientacja nie jest czymś odstającym od normy i od początku byłam do tego przyzwyczajona.
Możliwe że po prostu nie spotkałam się z silną nietolerancją. Owszem, było zdziwienie niektórych znajomych gdy im wyznałam, ze zakochałam się w koleżance, ale bez problemu to zaakceptowali. Jedynie moja kuzynka troche przemilcza tą sprawę, ale z bliższymi znajomymi mogę o tym porozmawiać.
Poza tym do mojego gimnazjum chodziły lesbijki, które nie kryły się ze swoją orientacją i nikt nawet nie odważył się powiedzieć coś nietaktownego. Możliwe, że to dlatego iż były to osoby, które nie dałyby sobie wleźć na głowę, ale pokazało mi to, że odmienna orientacja nie jest czymś odstającym od normy i od początku byłam do tego przyzwyczajona.
Ototoi wa usagi wo mita. Kinou wa shika. Kyou wa anata.
Re: Akceptacja własnej orientacji
Ja ten problem miałam przez większą część mojego życia-dopiero w wieku 20 lat stanęłam przed lustrem i powiedziałam sobie-już nie mam siły walczyć z Tobą, poddaje się i muszę to przyznać-wolę kobiety...(pragnę zaznaczyć, że pochodzę z homofobicznej rodziny i środowiska)...Nie zapomnę nigdy jaką wtedy radość i ulgę doświadczyłam, prawie że fizycznie poczułam jak kamień spadł mi z serca...Ale też mam taką sytuację-jestem 5 w skali Kinsleya i nic z tym nie zrobię
Re: Akceptacja własnej orientacji
Na początku czułam jakieś wielkie zdezorientowanie, kiedy dotarło do mnie, że jestem lesbijką. Z jednej strony strach przed odrzuceniem, a z drugiej ciężar spadł z serca. Potem strach stopniowo malał, a ja czułam, że w końcu ktoś może dać mi szczęście i jest to kobieta
Nic.
-
- początkująca foremka
- Posty: 11
- Rejestracja: 6 cze 2012, o 20:12
Re: Akceptacja własnej orientacji
Nie wiem, ile jest kobiet które od zawsze widziały że są les. Pewnie niewiele. Ktoś tu słusznie wspomniał o skali Kinseya. Nie dziw się, że podobają Ci się też mężczyźni. Dziwne, jak byś przed każdym czuła niechęć. Czy podobają Ci się mężczyźni w miarę osiągalni, których znasz? Czy też jakieś wyidealizowane osoby ze świata celebrytów czy inne nieosiągalne ideały?Leena pisze: Zwracam się przede wszystkim do tych, które nie wiedziały 'od zawsze' jakie są. Czy były takie chwile, że wypierałyście to z siebie albo wstydziłyście się tego?
Ja jestem mniej więcej na Twoim etapie i też mi ciężka się pogodzić z tym, że być może wolę kobiety. Jestem młoda, ale bez przesady, wiec chyba moja orientacja już ostatecznie się ukształtowała.
Tak, nieraz na początku wypiera się z umysłu taką możliwość. Szczególnie w tak konserwatywnym kraju jak Polska, gdzie bycie homo/bi stygmatyzuje i nieraz skazuje na dyskryminację np w pracy, szkole itp. I dla rodziny w 90% to jest szok, powód do żalu, wstydu przed znajomymi. Nie jest to łatwa decyzja, żyć w zgodzie z samym sobą
Szczególnie jak ktoś nie wygląda zbyt... alternatywnie, wzbudza duże zainteresowanie płci przeciwnej, wtedy ludzie jeszcze mniej Cię rozumieją. "Taka piękna dziewczyna, każdego mogłaby mieć? No, nie żartuj że jesteś les..." :/
-
- początkująca foremka
- Posty: 35
- Rejestracja: 27 wrz 2010, o 00:27
Re: Akceptacja własnej orientacji
tak,kiedy patrze w lustro to zygac mi sie chce ze jestem lesba. nikomu nie zycze tak popier...zycia!
Re: Akceptacja własnej orientacji
sylwusss19 pisze:tak,kiedy patrze w lustro to zygac mi sie chce ze jestem lesba. nikomu nie zycze tak popier...zycia!
Czy mogę się zapytać co takiego się wydarzyło, że nie akceptujesz siebie?
Biorę rysunek do kolorowania
I wypełniam go ołówkiem
bo jestem półgłówkiem
I wypełniam go ołówkiem
bo jestem półgłówkiem
-
- początkująca foremka
- Posty: 35
- Rejestracja: 27 wrz 2010, o 00:27
Re: Akceptacja własnej orientacji
tak,odpowiem jak zaloze wlasny post"jak bardzo nienawidze byc jedna z was" a to nie moj post wiec nie widze sensu odpowiadac
Re: Akceptacja własnej orientacji
dawno temu nie wiedziałam, że można w ogóle "lubić" kogoś tej samej płci. nie wiedziałam, że istnieją homoseksualiści. jak się dowiedziałam, jakoś w podstawówce - tej późniejszej - wydało mi się to trochę zabawne, ale... ani trochę dziwne czy złe, po prostu - jakieś takie normalne. nie myślałam o tym więcej, po prostu "aha".
przełom nastąpił w gimnazjum, pierwszej klasie. wtedy to strasznie zauroczyłam się osobowością internetowej przyjaciółki, która była hetero, nie mogłam jej wyznać uczuć i strasznie rozpaczałam potem zakochałam się w swojej przyjaciółce, z którą po jakimś czasie weszłam związek i byłyśmy ze sobą dwa lata.
i wszystko po kolei wydawało mi się bardzo normalne i naturalne. nie miałam w ogóle myśli, czy jest to właściwe. nawet przez pewien okres czasu byłam pewna, że lubię tylko dziewczyny, no ale jak ostatecznie wyszło - nie ma reguły w kim się zakocham, więc "szufladkuję się" jako bi.
przełom nastąpił w gimnazjum, pierwszej klasie. wtedy to strasznie zauroczyłam się osobowością internetowej przyjaciółki, która była hetero, nie mogłam jej wyznać uczuć i strasznie rozpaczałam potem zakochałam się w swojej przyjaciółce, z którą po jakimś czasie weszłam związek i byłyśmy ze sobą dwa lata.
i wszystko po kolei wydawało mi się bardzo normalne i naturalne. nie miałam w ogóle myśli, czy jest to właściwe. nawet przez pewien okres czasu byłam pewna, że lubię tylko dziewczyny, no ale jak ostatecznie wyszło - nie ma reguły w kim się zakocham, więc "szufladkuję się" jako bi.
Re: Akceptacja własnej orientacji
Zazdroszczę wam odkrycia własnej orientacji w wieku 16-22 lat.
Jestem jednak ciekawa jak to jest w przypadku kobiet koło 30. Jak Wy to odkryłyście, zaakceptowałyście?
Chciałabym poznać wasze historie i zobaczyć czy choć trochę przypominają moją, ponieważ, jestem akurat na etapie "akceptacji" (nie wiem nawet jak to nazwać) a swoja lata mam
Plus jest taki, że jestem niezależna i nikt nie może mi mówić kim mam być.
Mimo to nie powiem, nie jest łatwo, dlatego fajnie byłoby przeczytać kilka ... rad, informacji ...
Jestem jednak ciekawa jak to jest w przypadku kobiet koło 30. Jak Wy to odkryłyście, zaakceptowałyście?
Chciałabym poznać wasze historie i zobaczyć czy choć trochę przypominają moją, ponieważ, jestem akurat na etapie "akceptacji" (nie wiem nawet jak to nazwać) a swoja lata mam
Plus jest taki, że jestem niezależna i nikt nie może mi mówić kim mam być.
Mimo to nie powiem, nie jest łatwo, dlatego fajnie byłoby przeczytać kilka ... rad, informacji ...
"in this short life there's no time to waste on giving up"
-
- początkująca foremka
- Posty: 13
- Rejestracja: 4 lip 2012, o 18:31
Re: Akceptacja własnej orientacji
Choć znajduje się w przedziale "16-22" to również dodam kilka słów.
Akceptacja jest trudna, szczególnie jeżeli mieszkasz w małym mieście, a twoja rodzina generalnie niby nie tępi homoseksualistów, ale jest to niemal temat tabu, kiedy na każdym kroku pytają się "masz chłopaka?", a później dochodzi kwestia "to kiedy będę miała wnuki"... I po jakimś czasie nie znajdujesz już przekonywujących wyjaśnień (osobiście aktualnie tłumaczę to brakiem czasu).
Mimo to zawsze myślałam, że homoseksualizm jest czymś naturalnym (cóż za szczęście, że potrafię mieć swoje zdanie. aż boję się pomyśleć co by było gdybym "odziedziczyła" poglądy po rodzinie:)), ale oczywiście mnie to nie dotyczy. I z tym przekonaniem żyłam lat dwadzieścia. Fakt, po odkryciu siebie czuję ulgę, ale również zagubienie w tym dość nieprzychylnym kraju. Mam nadzieje, że to się jednak zmieni.
Akceptacja jest trudna, szczególnie jeżeli mieszkasz w małym mieście, a twoja rodzina generalnie niby nie tępi homoseksualistów, ale jest to niemal temat tabu, kiedy na każdym kroku pytają się "masz chłopaka?", a później dochodzi kwestia "to kiedy będę miała wnuki"... I po jakimś czasie nie znajdujesz już przekonywujących wyjaśnień (osobiście aktualnie tłumaczę to brakiem czasu).
Mimo to zawsze myślałam, że homoseksualizm jest czymś naturalnym (cóż za szczęście, że potrafię mieć swoje zdanie. aż boję się pomyśleć co by było gdybym "odziedziczyła" poglądy po rodzinie:)), ale oczywiście mnie to nie dotyczy. I z tym przekonaniem żyłam lat dwadzieścia. Fakt, po odkryciu siebie czuję ulgę, ale również zagubienie w tym dość nieprzychylnym kraju. Mam nadzieje, że to się jednak zmieni.
Re: Akceptacja własnej orientacji
Do An_ek:
Ja jestem taki przykładem. Mam ponad 30 lat. Wychowywano mnie, ucząc takiego schematu na szczęśliwe życie- mąż + dzieci. Ale ja nigdy tego nie chciałam. O ile, w przypadku dziecka, można to jeszcze tłumaczyć niedojrzałością, to, z upływem czasu, gdy zdania nie zmieniałam, nie tylko otoczeniu dało to do myślenia. W wieku "nastu" lat, gdy zaczynało się chodzenie ze sobą, pierwsze doświadczenia seksualne, nie rozumiałam w czym rzecz. Chłopcy byli mi obcy, nieatrakcyjni. Po co miałam zawracać sobie nimi głowę? Potem, po 20- ce, zaczęły się nagabywania o narzeczonego, dzieci itp. Dalej nie wyobrażałam sobie mężczyzny, seksu z nim i dziecka w moim życiu. Na studiach poznałam trochę gejów, lesbijek, bi. Nigdy nie miałam jakichś uprzedzeń w stosunku do nich. Po prostu, w konfrontacji z wdrukowanym schematem, ich związki były mi raczej obce. Pochodzę z małej miejscowości. Nigdy nie zetknęłam się tam z nikim o wspomnianej wyżej orientacji, albo po prostu o tym nie wiem.
Jakoś przed trzydziestką zaczęła do mnie docierać myśl, że jestem lesbijką. Mężczyźni podobają mi się co najwyżej na zdjęciach, a i to rzadko. Rodzina, tradycyjny styl życia ( w rozumieniu większości społeczeństwa ) to nie dla mnie.
Ale muszę przyznać, że uważam, że byłam naprawdę tępa. Przecież całe życie podobają mi się kobiety. Od dziecka to na nie zwracałam uwagę. Zaś mężczyźni ani mnie nie interesują, ani nie pociągają. Fajnie się z nimi pracuje, ale żyć z facetem na co dzień? O nie.
Mam mętlik w głowie i kołacze się po mnie myśl, że ten zaszczepiony w dzieciństwie schemat nie pasował do mnie. Wprowadził sztuczne bariery. No ale jestem już dorosła. Coraz więcej rzeczy, które przedstawiano mi jako niewyobrażalne, są w zasięgu ręki. Innymi słowy pracuję nad tym, by żyć w zgodzie ze sobą .
Ja jestem taki przykładem. Mam ponad 30 lat. Wychowywano mnie, ucząc takiego schematu na szczęśliwe życie- mąż + dzieci. Ale ja nigdy tego nie chciałam. O ile, w przypadku dziecka, można to jeszcze tłumaczyć niedojrzałością, to, z upływem czasu, gdy zdania nie zmieniałam, nie tylko otoczeniu dało to do myślenia. W wieku "nastu" lat, gdy zaczynało się chodzenie ze sobą, pierwsze doświadczenia seksualne, nie rozumiałam w czym rzecz. Chłopcy byli mi obcy, nieatrakcyjni. Po co miałam zawracać sobie nimi głowę? Potem, po 20- ce, zaczęły się nagabywania o narzeczonego, dzieci itp. Dalej nie wyobrażałam sobie mężczyzny, seksu z nim i dziecka w moim życiu. Na studiach poznałam trochę gejów, lesbijek, bi. Nigdy nie miałam jakichś uprzedzeń w stosunku do nich. Po prostu, w konfrontacji z wdrukowanym schematem, ich związki były mi raczej obce. Pochodzę z małej miejscowości. Nigdy nie zetknęłam się tam z nikim o wspomnianej wyżej orientacji, albo po prostu o tym nie wiem.
Jakoś przed trzydziestką zaczęła do mnie docierać myśl, że jestem lesbijką. Mężczyźni podobają mi się co najwyżej na zdjęciach, a i to rzadko. Rodzina, tradycyjny styl życia ( w rozumieniu większości społeczeństwa ) to nie dla mnie.
Ale muszę przyznać, że uważam, że byłam naprawdę tępa. Przecież całe życie podobają mi się kobiety. Od dziecka to na nie zwracałam uwagę. Zaś mężczyźni ani mnie nie interesują, ani nie pociągają. Fajnie się z nimi pracuje, ale żyć z facetem na co dzień? O nie.
Mam mętlik w głowie i kołacze się po mnie myśl, że ten zaszczepiony w dzieciństwie schemat nie pasował do mnie. Wprowadził sztuczne bariery. No ale jestem już dorosła. Coraz więcej rzeczy, które przedstawiano mi jako niewyobrażalne, są w zasięgu ręki. Innymi słowy pracuję nad tym, by żyć w zgodzie ze sobą .
Re: Akceptacja własnej orientacji
Cieszę się że nie jestem sama
W tej chwili moja rodzina zaczyna rozumieć, że coś się ze mną dzieje (mam psychologa w rodzinie...), ale nie podejrzewają co (jesteśmy rozrzuceni po Polsce). A nie należę do osób, które rozprawiają o swoich problemach przy rodzinnym stole. Staram się przetrawić to sama. Choć ostatnio kiepsko mi idzie.
Przez kilka lat sądziłam, że może jestem aseksualna, skoro nie pociągają mnie mężczyźni. O kobietach nawet nie pomyślałam... Ale po tym jak spotkałam pewną pannę zmieniłam zdanie. Szkoda tylko, że była hetero. Ale wrażenie pozostało i dało sporo do myślenia. Moja fobia społeczna uniemożliwia mi poznanie kogokolwiek nowego, dlatego dzięki za to forum i względną internetową anonimowość
Podobnie jak komarzyca teraz widzę że po prostu byłam ślepa... Mam sporo kolegów, z którymi fajnie mi się rozmawia, potrafię ocenić, że są przystojni, interesujący, ale tylko tyle. Za to z dziewczynami zawsze czułam się inaczej (ani gorzej, ani lepiej - po prostu inaczej).
Czuję, że przez staranie się, aby dopasować się do wzorca mąż+dziecko, straciłam kilka naprawdę cennych lat. Lat, których już nie odzyskam.
W tej chwili moja rodzina zaczyna rozumieć, że coś się ze mną dzieje (mam psychologa w rodzinie...), ale nie podejrzewają co (jesteśmy rozrzuceni po Polsce). A nie należę do osób, które rozprawiają o swoich problemach przy rodzinnym stole. Staram się przetrawić to sama. Choć ostatnio kiepsko mi idzie.
Przez kilka lat sądziłam, że może jestem aseksualna, skoro nie pociągają mnie mężczyźni. O kobietach nawet nie pomyślałam... Ale po tym jak spotkałam pewną pannę zmieniłam zdanie. Szkoda tylko, że była hetero. Ale wrażenie pozostało i dało sporo do myślenia. Moja fobia społeczna uniemożliwia mi poznanie kogokolwiek nowego, dlatego dzięki za to forum i względną internetową anonimowość
Podobnie jak komarzyca teraz widzę że po prostu byłam ślepa... Mam sporo kolegów, z którymi fajnie mi się rozmawia, potrafię ocenić, że są przystojni, interesujący, ale tylko tyle. Za to z dziewczynami zawsze czułam się inaczej (ani gorzej, ani lepiej - po prostu inaczej).
Czuję, że przez staranie się, aby dopasować się do wzorca mąż+dziecko, straciłam kilka naprawdę cennych lat. Lat, których już nie odzyskam.
"in this short life there's no time to waste on giving up"
Re: Akceptacja własnej orientacji
Do An_ek
to gorzko-słodkie, ale moja historia jest całkiem podobna, również próbowałam przez całe życie (mam lat 29) dopasować się do schematu "mąż-dzieci", prędzej przyszło mi do głowy że jestem aseksualna, niż że powinnam być z kobietą. Jeszcze do tej pory mam wątpliwości, mimo, że już w jednej się zakochałam. Oczywiście hetero, no bo jak mogłam się bronić skoro nawet nie byłam tego świadoma. Faceci potrafią być urokliwi, a nawet atrakcyjni, ale co tego, kiedy nie wzbudzają we mnie żadnych głębszych uczuć. Nie wyobrażam sobie życia z nimi, w aspekcie emocjonalnym, bo bardzo lubię ich jako kumpli. Martwi mnie tylko to, że silniejsze są we mnie awersje niż pragnienia, jestem bardziej pewna tego czego nie chcę niż tego czego chcę, ale być może po prostu jeszcze cały czas odkrywam siebie. Na pewno byłoby to prostsze, gdybym wiedziała od początku. Cieszę się, że mogę się dowiedzieć, że nie tylko ja mam takie wątpliwości, bo czasami mam wrażenie, że dla ludzi wokół mnie wszystko jest takie banalnie łatwe
to gorzko-słodkie, ale moja historia jest całkiem podobna, również próbowałam przez całe życie (mam lat 29) dopasować się do schematu "mąż-dzieci", prędzej przyszło mi do głowy że jestem aseksualna, niż że powinnam być z kobietą. Jeszcze do tej pory mam wątpliwości, mimo, że już w jednej się zakochałam. Oczywiście hetero, no bo jak mogłam się bronić skoro nawet nie byłam tego świadoma. Faceci potrafią być urokliwi, a nawet atrakcyjni, ale co tego, kiedy nie wzbudzają we mnie żadnych głębszych uczuć. Nie wyobrażam sobie życia z nimi, w aspekcie emocjonalnym, bo bardzo lubię ich jako kumpli. Martwi mnie tylko to, że silniejsze są we mnie awersje niż pragnienia, jestem bardziej pewna tego czego nie chcę niż tego czego chcę, ale być może po prostu jeszcze cały czas odkrywam siebie. Na pewno byłoby to prostsze, gdybym wiedziała od początku. Cieszę się, że mogę się dowiedzieć, że nie tylko ja mam takie wątpliwości, bo czasami mam wrażenie, że dla ludzi wokół mnie wszystko jest takie banalnie łatwe
Re: Akceptacja własnej orientacji
Nie lubię osobistych wynaturzeń, ale parę słów naskrobię w tym temacie, bo też mam podobną historię.
Nowa era mojego życia rozpoczęła się w wieku dopiero 25+. Czy uświadomienie swojej seksualności zmieniło coś w moim życiu?? NIC, a NIC. Nadal jestem tą samą osobą. Nic we mnie się nie zburzyło, niczego nie musiałam odbudowywać, raczej tylko dobudowałam kilka konstrukcji w sobie, a te które już były ugruntowały się. Nie zmieniłam swoich poglądów, stylu życia, swojej osobowości. Jak do wszystkiego na początku podeszłam w sposób naukowy. Najpierw trzeba poznać swojego "wroga", chociaż w moim przypadku moja seksualność, nie była dla mnie przeciwnikiem, a czymś bardzo spójnym ze mną.
Wszystko chyba zależy od tego, czy się siebie naprawdę lubi i akceptuje, a jeśli tak jest, to żadna prawda o sobie nie stanowi problemu.
Może do standardów to nie należy, ale ja dopiero wtedy odkryłam w sobie seksapil i doceniłam swoją kobiecość i spodobało mi się jej eksponowanie.
Najważniejsze, by nic nie robić na siłę, wbrew sobie. Na wszystko trzeba czasu i do wszystkiego dojrzeć. Nie wolno sugerować się życiem innych osób, bo każdy ma swoją własną drogę.
Warto poznać przyjazne osoby z tego środowiska i swobodnie z nimi rozmawiać o swoich wątpliwościach.
Nowa era mojego życia rozpoczęła się w wieku dopiero 25+. Czy uświadomienie swojej seksualności zmieniło coś w moim życiu?? NIC, a NIC. Nadal jestem tą samą osobą. Nic we mnie się nie zburzyło, niczego nie musiałam odbudowywać, raczej tylko dobudowałam kilka konstrukcji w sobie, a te które już były ugruntowały się. Nie zmieniłam swoich poglądów, stylu życia, swojej osobowości. Jak do wszystkiego na początku podeszłam w sposób naukowy. Najpierw trzeba poznać swojego "wroga", chociaż w moim przypadku moja seksualność, nie była dla mnie przeciwnikiem, a czymś bardzo spójnym ze mną.
Wszystko chyba zależy od tego, czy się siebie naprawdę lubi i akceptuje, a jeśli tak jest, to żadna prawda o sobie nie stanowi problemu.
Może do standardów to nie należy, ale ja dopiero wtedy odkryłam w sobie seksapil i doceniłam swoją kobiecość i spodobało mi się jej eksponowanie.
Najważniejsze, by nic nie robić na siłę, wbrew sobie. Na wszystko trzeba czasu i do wszystkiego dojrzeć. Nie wolno sugerować się życiem innych osób, bo każdy ma swoją własną drogę.
Warto poznać przyjazne osoby z tego środowiska i swobodnie z nimi rozmawiać o swoich wątpliwościach.
Re: Akceptacja własnej orientacji
miało być "wynurzeń"kalinda83 pisze: wynaturzeń
Re: Akceptacja własnej orientacji
Do An_ek:
U mnie też jest coraz bardziej, na tle rodziny zwłaszcza, widoczne, jak bardzo się różnię. Mam na myśli relacje damsko- męskie. U mnie ich nie ma. Pracuję prawie wyłącznie z mężczyznami i bardzo sobie to chwalę. Lecz, gdy ktoś zagaduje o chłopaka itp. jestem wręcz zdezorientowana. Równie dobrze mogą mnie zapytać o obecność wielbłąda w moim życiu To nie pasuje po prostu do niego. Ot dziwny, obcy element. Mieszkam daleko od rodziny i rzadko mam z nią kontakt, więc nie ma jakichś szczególnych rozmów na te tematy, czy prób stawiania diagnoz. U Ciebie posuwają się dalej?
Rozumiem, co masz na myśli pisząc o stracie lat. Ja też tak myślę. Ten schemat ( mąż, dziecko ) nie jest dla mnie. Ale nigdy nie usiłowałam wprowadzić go w życie. Jeśli do wyboru było jego powielanie, bądź życie w pojedynkę, wolałam pozostać sama. Z opóźnieniem uświadomiłam sobie, że to nie są jedyne opcje.
U mnie też jest coraz bardziej, na tle rodziny zwłaszcza, widoczne, jak bardzo się różnię. Mam na myśli relacje damsko- męskie. U mnie ich nie ma. Pracuję prawie wyłącznie z mężczyznami i bardzo sobie to chwalę. Lecz, gdy ktoś zagaduje o chłopaka itp. jestem wręcz zdezorientowana. Równie dobrze mogą mnie zapytać o obecność wielbłąda w moim życiu To nie pasuje po prostu do niego. Ot dziwny, obcy element. Mieszkam daleko od rodziny i rzadko mam z nią kontakt, więc nie ma jakichś szczególnych rozmów na te tematy, czy prób stawiania diagnoz. U Ciebie posuwają się dalej?
Rozumiem, co masz na myśli pisząc o stracie lat. Ja też tak myślę. Ten schemat ( mąż, dziecko ) nie jest dla mnie. Ale nigdy nie usiłowałam wprowadzić go w życie. Jeśli do wyboru było jego powielanie, bądź życie w pojedynkę, wolałam pozostać sama. Z opóźnieniem uświadomiłam sobie, że to nie są jedyne opcje.
Re: Akceptacja własnej orientacji
może to głupie, ale ja właśnie przez całe życie próbowałam powielać schemat... po prostu nie zastanawiałam się nad tym, tylko czasem dziwiło mnie, dlaczego ja jestem inna od koleżanek, dlaczego nie widzę w facetach tego co one, dlaczego uciekam, dlaczego dlaczego dlaczego. Niektórzy to nazywają lękiem przed bliskością albo "jeszcze nie spotkałaś odpowiedniego faceta". Muszę powiedzieć, że po tych "eksperymentach" czuję do tej pory duuuuży niesmak. Żałuję, że w czasie, kiedy nastolatki przeżywają swoje pierwsze uniesienia miłosne, ja czułam tylko przerażenie i wstręt.
Do tej pory ciężko mi myśleć w kategoriach ja-dziewczyna. Cały czas łapię się na myśleniu czysto heteroseksualnym, jeśli można to tak nazwać. Mam nawet wrażenie, że z mężczyznami umiem się obchodzić lepiej niż z kobietami, wiem, jak ich zainteresować, uwieść. Co z tego, skoro tego nie chcę! Jakie to potrafi być silne!!!
Do tej pory ciężko mi myśleć w kategoriach ja-dziewczyna. Cały czas łapię się na myśleniu czysto heteroseksualnym, jeśli można to tak nazwać. Mam nawet wrażenie, że z mężczyznami umiem się obchodzić lepiej niż z kobietami, wiem, jak ich zainteresować, uwieść. Co z tego, skoro tego nie chcę! Jakie to potrafi być silne!!!
Re: Akceptacja własnej orientacji
ja byłam na początku z facetem i tez myślałam zawsze ze rodzina dom pies
a potem zjawiła sie ona i wywróciła wszystko do góry nogami ale to i dobrze zawsze zwracalm uwage na kobiety fakt ale jakoś nie moglam sobie wyobrazic siebie z druga kobietą ale stało sie i zaczelam myslec w innych kategoriach. Faceta odstawilm. Na początku było trudno bo spalam z dziewczyną (tylko spałam) i całowałam sie z nią. Nie chcialam z nia być na poczatku wypieralm z siebie to jak mogla i chciałm wrocic do chlopaka.. ale jednak wybrałam inną droge z ktorej już nie zawrócę czyli bycie z kobietami. W sumie juz tak oficjalnie jesteśmy siedem miesięcy razem:)
Co prawda znacznie bardziej wole towarzystwo chłopaków, zawsze z reszta wolałam
a potem zjawiła sie ona i wywróciła wszystko do góry nogami ale to i dobrze zawsze zwracalm uwage na kobiety fakt ale jakoś nie moglam sobie wyobrazic siebie z druga kobietą ale stało sie i zaczelam myslec w innych kategoriach. Faceta odstawilm. Na początku było trudno bo spalam z dziewczyną (tylko spałam) i całowałam sie z nią. Nie chcialam z nia być na poczatku wypieralm z siebie to jak mogla i chciałm wrocic do chlopaka.. ale jednak wybrałam inną droge z ktorej już nie zawrócę czyli bycie z kobietami. W sumie juz tak oficjalnie jesteśmy siedem miesięcy razem:)
Co prawda znacznie bardziej wole towarzystwo chłopaków, zawsze z reszta wolałam
Re: Akceptacja własnej orientacji
Boruta u mnie gdyby rodzina dowiedziała się o mojej orientacji to w najlepszym przypadku zostałabym wydziedziczona, więc nie - nic a nic nie wiedzą. Czekają, aż powiem sama co się dzieje.
U mnie nigdy opcja mąż+dziecko nie była wyjściem. Pomimo prób dopasowania, zawsze wiedziałam, że czegoś w tym brakuje, że to nie TO.
U mnie nigdy opcja mąż+dziecko nie była wyjściem. Pomimo prób dopasowania, zawsze wiedziałam, że czegoś w tym brakuje, że to nie TO.
Mam tak samo. W końcu całe życie uczyłyśmy się jak z nimi rozmawiać, aby wzbudzić zainteresowanie. Dopiero teraz zaczynamy rozumieć że patrzyłyśmy się nie w tę stronę co trzebafizz pisze:Mam nawet wrażenie, że z mężczyznami umiem się obchodzić lepiej niż z kobietami, wiem, jak ich zainteresować, uwieść. Co z tego, skoro tego nie chcę!
"in this short life there's no time to waste on giving up"
Re: Akceptacja własnej orientacji
Pomyślałam, że wtrącę swoje trzy grosze:) Miałam jakieś 14-16 lat kiedy zauważyłam,że nieszczególnie lubię chłopców. Podobały mi się koleżanki. Ale czasy były, jakie były. PRL, homofobia, nacisk rodziny, itepe, itede..... Wyszłam za mąż, urodziłam córkę. Teraz ona ma prawie 19 lat i oswoiła się już z tym, że mamusia nie sypia już obok Taty, tylko ze swoją kobietą. Miałam 34 lata kiedy uznałam,że czas już przestać udawać i zacząć żyć po swojemu. Teraz już wiem,że nie warto wypierać się swojej natury. Ona i tak wróci. Prędzej, czy później. Zazdroszczę teraz dziewczynom odwagi. Mnie jej w odpowiednim momencie zabrakło. Straciłam kupę lat...... Ale dzięki temu mam w tej chwili przy sobie dwie kobiety. Najlepsze pod słońcem. A co najważniejsze: lubią się!!! Moja rada dla młodych dziewczyn? Nie bójcie się zaakceptować siebie, swojej orientacji. Homoseksualizm to nie choroba, nie trzeba tego leczyć;)
Re: Akceptacja własnej orientacji
Bardzo dlugo nie wiedzialam,ze jestem les. Zawsze wydawalo mi sie po prostu,ze jestem jedna z tych osob, ktorym seks nie sprawia przyjemnosci, a za kobietami ogladam sie tylko i wylacznie dlatego,ze chcialam miec takie wlosy lub figure. Potem poznalam Ja i uznalam,ze jestem bi. Nie przeszkadzalo mi to, bo ciagle planowalam zalozyc rodzine z mezczyzna, miec gromadka dzieci i psa. Teraz mam 25 lat i wiem,ze nie ma takiej opcji zebym znalazla mezczyzne, w ktorym sie zakocham. Ogromna trudnosc sprawia mi pogodzenie sie z tym faktem.
-
- początkująca foremka
- Posty: 28
- Rejestracja: 13 lip 2012, o 13:35
Re: Akceptacja własnej orientacji
Moja historia bardzo podobna do koleżanki wyżej, mam dwadzieścia pare lat, od zawsze chodzilo mi po glowie, ze chyba jestem bi, ale wiazalam sie tylko z mezczyznami, myslalam ze nie czerpie przyjemnosci z seksu z nimi, bo niejednokrotnie wyczytalam, ze wiekszosc kobiet tak ma. Potem spotkalam swoja pierwszą lesbijską 'miłosc' i wtedy poznalam co to jest seks przez duze S. Niestety nie jestem z nia w zwiazku, ale od momentu tamtej znajomosci totalnie stracilam pociąg do mężczyzn. Osobiscie nie mam z tym problemu, boje sie jedynie, ze jesli ta sytuacja sie utrzyma, a ja naprawde jestem lesbijka to nie zaakceptuje tego moja rodzina.
Re: Akceptacja własnej orientacji
Powiem krótko: wiedziałam od zawsze, nigdy się wstydziłam, nigdy z siebie tego nie wypierałam. Można powiedzieć, że poszłam ,,za tym głosem" nie odwracając się za siebie. W wieku 14stu lat istniały już dla mnie tylko kobiety, to kobiety chciałam i o kobiecie marzyłam. No więc, chyba niezbyt potrafię zrozumieć ten etap, przez który przechodzisz.
Dodam jeszcze, że za moich młodych lat nie mówiło się o lesbijkach, gejach etc. Ktoś tam pewnie o tym wiedział, ale nawet nie ma porównania do tego co jest teraz.
Dodam jeszcze, że za moich młodych lat nie mówiło się o lesbijkach, gejach etc. Ktoś tam pewnie o tym wiedział, ale nawet nie ma porównania do tego co jest teraz.
cogito, ergo sum
Re: Akceptacja własnej orientacji
Hm, miło-gorzkie uczucie, gdy czytam powyższe wypowiedzi.
Od czasów, gdy zaczęłam samodzielnie, świadomie kształtować swoje myśli, czekałam na księcia na białym koniu, marzyłam o spotkaniu z Johnem Smith, Zorro, Piotrusiem Panem, chyba platonicznie kochałam te postacie, choć przecież, nawet, jeśli wszystkie są płci męskiej, zero w nich męskości. Zapierała mi dech w piersiach ich przebojowość, ratowanie nawet beznadziejnej sytuacji, silne poczucie sprawiedliwości , bo, dla kontrastu, damy ich serc były jakieś rozlazłe, rozmemłane, posiadały ładne buzie i marzenia o ślubie ze swoimi książętami i nic poza tym. Jednocześnie w zerówce zagadywałam koleżanki, że przecież kobiety są ładniejsze (w sensie bardziej atrakcyjne estetycznie) niż mężczyźni a one pokazywały mi języki. Nie otrzymałam wskazówek w postaci typowo chłopięcego zachowania, gdyż lubiłam włazić na drzewa i ścigać się na rowerach z kumplami, ale równie fajowskie było układanie rozbudowanej fabuły pełnej intryg i dramatów w rodzince Barbie.
W gimnazjum zakochiwałam się w koleżankach z internetu, bo w świecie realnym nie miałam bliskich osób. Zdecydowanie były kobietami, ale kochałam wyobrażenie o nich, jako że nie spotkałyśmy się nigdy na żywo - był więc to powrót marzeń o księciu na białym koniu, ponieważ nie dopuszczałam myśli o ich wadach, a bardzo łatwo było kochać takie idealne stwory przy czym zerowy kontakt z płcią przeciwną.
Liceum - znów - żeńska klasa. Pierwsze pocałunki na osiemnastkach, potem kolejne - żadnych facetów. Wokół a także w myślach; faceci są tacy szorstcy, niedomyślni, popisują się i afiszują ze swoim ego, niewrażliwi. Gdy czasem jednak wyobrażałam sobie, gdy któryś z nich mnie przytula - jak gdyby ość stawała mi dęba w gardle. Ale nie miałam także pragnień dotyczących kobiet. A może tak mi się tylko zdaje? Może po prostu ich nie pamiętam.
Teraz widzę to coraz wyraźniej. Jestem z panią, którą to ja wciągnęłam w związek. I kocham ją coraz wyraźniej. A jednak mam takie nieprzyjemne uczucie niepewności. I nie wiem, czy może rodzi się ono z autentycznego niedopasowania, tj z tego, że tak naprawdę nie powinnam być z kobietą, czy może bierze się z wtłoczonego wzorca heteroseksualnego, z obejrzanych tysięcy reklam, gdzie kobiety uwodzone są wyłącznie przez mężczyzn, z setek zakodowanych obrazów całujących się heteropar z najpopularniejszych, kultowych filmów, z ukradkiem podsuwanej sugestii rodziców, że kobieta to tylko z chłopakiem, że tylko w chłopaku może się zakochać, bo przecież nigdy mnie nie zapytali, czy podoba mi się jakaś dziewczyna, a to przecież dla mnie takie naturalne...
Dodam, że mam 20 lat.
Od czasów, gdy zaczęłam samodzielnie, świadomie kształtować swoje myśli, czekałam na księcia na białym koniu, marzyłam o spotkaniu z Johnem Smith, Zorro, Piotrusiem Panem, chyba platonicznie kochałam te postacie, choć przecież, nawet, jeśli wszystkie są płci męskiej, zero w nich męskości. Zapierała mi dech w piersiach ich przebojowość, ratowanie nawet beznadziejnej sytuacji, silne poczucie sprawiedliwości , bo, dla kontrastu, damy ich serc były jakieś rozlazłe, rozmemłane, posiadały ładne buzie i marzenia o ślubie ze swoimi książętami i nic poza tym. Jednocześnie w zerówce zagadywałam koleżanki, że przecież kobiety są ładniejsze (w sensie bardziej atrakcyjne estetycznie) niż mężczyźni a one pokazywały mi języki. Nie otrzymałam wskazówek w postaci typowo chłopięcego zachowania, gdyż lubiłam włazić na drzewa i ścigać się na rowerach z kumplami, ale równie fajowskie było układanie rozbudowanej fabuły pełnej intryg i dramatów w rodzince Barbie.
W gimnazjum zakochiwałam się w koleżankach z internetu, bo w świecie realnym nie miałam bliskich osób. Zdecydowanie były kobietami, ale kochałam wyobrażenie o nich, jako że nie spotkałyśmy się nigdy na żywo - był więc to powrót marzeń o księciu na białym koniu, ponieważ nie dopuszczałam myśli o ich wadach, a bardzo łatwo było kochać takie idealne stwory przy czym zerowy kontakt z płcią przeciwną.
Liceum - znów - żeńska klasa. Pierwsze pocałunki na osiemnastkach, potem kolejne - żadnych facetów. Wokół a także w myślach; faceci są tacy szorstcy, niedomyślni, popisują się i afiszują ze swoim ego, niewrażliwi. Gdy czasem jednak wyobrażałam sobie, gdy któryś z nich mnie przytula - jak gdyby ość stawała mi dęba w gardle. Ale nie miałam także pragnień dotyczących kobiet. A może tak mi się tylko zdaje? Może po prostu ich nie pamiętam.
Teraz widzę to coraz wyraźniej. Jestem z panią, którą to ja wciągnęłam w związek. I kocham ją coraz wyraźniej. A jednak mam takie nieprzyjemne uczucie niepewności. I nie wiem, czy może rodzi się ono z autentycznego niedopasowania, tj z tego, że tak naprawdę nie powinnam być z kobietą, czy może bierze się z wtłoczonego wzorca heteroseksualnego, z obejrzanych tysięcy reklam, gdzie kobiety uwodzone są wyłącznie przez mężczyzn, z setek zakodowanych obrazów całujących się heteropar z najpopularniejszych, kultowych filmów, z ukradkiem podsuwanej sugestii rodziców, że kobieta to tylko z chłopakiem, że tylko w chłopaku może się zakochać, bo przecież nigdy mnie nie zapytali, czy podoba mi się jakaś dziewczyna, a to przecież dla mnie takie naturalne...
Dodam, że mam 20 lat.
Re: Akceptacja własnej orientacji
Musisz się po prostu z tym pogodzić i tyle.Każdy przechodzi przez to inaczej.Ja na przykład od zawsze wiedziałam kim jestem,nigdy nie miałam problemu przyznać się przed samą sobą,że jestem lesbijką.Reszta wiedzieć nie musi,nie obnoszę się z tym.Za dużo homofobów w tym zacofanym kraju mieszka.Powodzenia życzę.
Re: Akceptacja własnej orientacji
kurcze jak tak Cię czytam to zazdroszczę odwagi i tego że się w końcu wyszłaś z cienia:)bo miałaś dom rodzinę a jednak potrafiłaś powiedzieć dość i zacząć żyć:) dużo jest takich kobiet ktore żyją w związkach z facetami i są nieszczęśliwe bo brak im odwagizwyklaona pisze:Pomyślałam, że wtrącę swoje trzy grosze:) Miałam jakieś 14-16 lat kiedy zauważyłam,że nieszczególnie lubię chłopców. Podobały mi się koleżanki. Ale czasy były, jakie były. PRL, homofobia, nacisk rodziny, itepe, itede..... Wyszłam za mąż, urodziłam córkę. Teraz ona ma prawie 19 lat i oswoiła się już z tym, że mamusia nie sypia już obok Taty, tylko ze swoją kobietą. Miałam 34 lata kiedy uznałam,że czas już przestać udawać i zacząć żyć po swojemu. Teraz już wiem,że nie warto wypierać się swojej natury. Ona i tak wróci. Prędzej, czy później. Zazdroszczę teraz dziewczynom odwagi. Mnie jej w odpowiednim momencie zabrakło. Straciłam kupę lat...... Ale dzięki temu mam w tej chwili przy sobie dwie kobiety. Najlepsze pod słońcem. A co najważniejsze: lubią się!!! Moja rada dla młodych dziewczyn? Nie bójcie się zaakceptować siebie, swojej orientacji. Homoseksualizm to nie choroba, nie trzeba tego leczyć;)