Aż nie mogę na nią patrzeć... czyli jak ciężko jest w szafie

Dyskusje, wymiana opinii i doświadczeń na tematy związane z życiem kobiet kochających kobiety. Wsparcie dla potrzebujących.
ODPOWIEDZ
Tulu
początkująca foremka
początkująca foremka
Posty: 14
Rejestracja: 16 cze 2021, o 21:29
Lokalizacja: Trójmiasto

Aż nie mogę na nią patrzeć... czyli jak ciężko jest w szafie

Post autor: Tulu » 16 cze 2021, o 21:58

Cześć dziewczyny, zacznę od tego, że od jakiegoś czasu czuję się naprawdę fatalnie i jedyne o czym marzę to odizolowanie się od czynników zewnętrznych, leżenie na trawie w ogrodzie i myślenie jedynie o powiewie wiatru na mojej skórze. Zacznę od początku, muszę się wygadać. Mam 20-parę lat i przed pandemią dobrze sobie radziłam - miałam fajną pracę, super wspólokatorki, kończyłam zaoczne studia biznesowe. Radziłam sobie, były też cięższe momenty, ale generalnie czułam, że ogarniam to co jest naokoło mnie. Niestety, z nastaniem pandemii wszystko się zmieniło, chwilę przed jej wybuchem straciłam pracę, a jeszcze zanim się zaczęła wplątałam się w bardzo toksyczną przyjaźń, która z mojej strony była po prostu totalnym zakochaniem, w lasce, która jak później się okazało, jest bardzo przywiązana do tradycji, płaska jak łyżka wody, Ale do rzeczy.
Początek naszej znajomości to były wspólne imprezy. Znałyśmy się z pewnej grupki, w której o dziwo, ona nie czuła się zbyt dobrze, a wydawała mi się tak urocza, że do niej zagadałam. Od tamtego czasu poczuła się pewniej i zdobyła mnóstwo przyjaciół. Już wcześniej była bardzo popularna, ale po prostu nie w tym naszym gronie. Po jednej z takich imprez gdzie wspólnie tańczyłyśmy na stole odprowadziła mnie do drzwi, bo rano musiałam iść do pracy, i w momencie gdy odwróciłam się jeszcze jakoś tak sama z siebie żeby spojrzeć na oddalający się klub nagle wyskoczyła z niego i krzyknęła "KOOOCHAM CIĘ". Teraz okropnie żałuję, ze nie miałam do tego dystansu, tylko tym jednym wyznaniem uwierzyłam, że może to ta. może to moja przyszła dziewczyna i może to co powiedziała tak radoście świadzczy rzeczywiście o jakimś głębszym uczuciu. Jakże się myliłam! W tym samym czasie moja najlepsza przyjaciółka i wspólokatorka poszła trochę w odstawkę, bo ciągle spędziałam czas z tamtą dziewczyną albo o niej mówiłam, nie widzialam tego ale przez jakiś czas miałam lekką obsesję. Gdy wybuchła pandemia moja współlokatorka i równocześnie najlepsza przyjaciółka musiała wrócić do domu, do rodziców. Ja natomiast krótko przed pandemią straciłam pracę. Robiłam akurat gap year po licencjacie i moje życie nagle wywróciło się do góry nogami. Dodatkowo druga wspólokatorka w wakacje wyszła za mąż i musiałam znaleźć spłukana pilnie jakieś lokum. Moje relacje z mamą poprawiły się dopiero w trakcie pandemii i mogłam liczyć na niewielką finansową pomoc gdy rzeczywiście życie dawało mi w kość. W każdym razie dziewczyna, w której byłam zakochana pomogła mi zdobyć miejsce w akademiku przed rokiem akademickim i tak się też złożyło, że potem zaczęłam studia na tej uczelni. Miałyśmy mieszkać razem w naprawdę sporym pokoju z balkonem. Już jakieś dwa-trzy tygodnie przed jej wprowadzką coś się zaczęło psuć. Zaczęła unikać dzielenia się ze mną swoim życiem, gdy pytałam ją o coś nie reagowała albo była obrażona, nie mogłam zrozumieć tego nagłego totalnego dystansu. Jeśli nie chciała ze mną mieszkać dlaczego nie powiedziała mi wcześniej? Byłam jednak dobrej myśli. Wcześniej bylyśmy na wspólnych wyjazdach i dogadywałyśmy się dobrze. Dostałam w miedzyczasie dorywcza pracę, zaczęłam dzienne studia. Nadal było mi przykro, że moje zycie tak się zmieniło, bo poprzednie mieszkanie i towarzystwo było dla mnie jak rodzina i dom, ale starałam się być dobrej myśli. Jednak w trakcie mieszkania z nową wspólokatorką zrozumiałam, że mam do czynienia z kimś innym niż myślałam. Nagle okazało się, że nie mamy wspólnych tematów - ja lubię np. oglądać filmy i o nich dyskutować, albo zastanawiać się nad różnymi problemami na świcie, mocno przeżywałam zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej i najeżdżanie na lgbt. Ona powiedziała mi pewnego dnia wprost, że w sumie to ją to nie obchodzi, to było dla mnie szokujące, bo zrozumiałam, że te wszystkie nakładki na mediach społecznościowych są tylko pozorem, tak samo niektóre rozmowy - po prostu z grzeczności. Umówiłyśmy się na poczatku, że bedziemy gotować wspólnie obiady wegetariańskie. Chciałyśmy być wege. Ja trzymalam się tego dosyć mocno przez prawie pół roku, ona zrezygnowała po miesiącu... byłam zdziwiona. przecież nikt jej nie zmuszał do tego żeby to zaczynała, a ona widząc, że dalej nie jem mięsa potrafiła nagle powiedzieć np. niewinny pasywno-agresywny tekst "ale po co w ogóle nie jeść mięsa? Nie rozumiem tego" podczas gdy jakiś czas temu sama próbowała być wege. Takich sytuacji absurdalnych i dla mnie kompletnie niezrozumiałych było więcej i czułam, że mam sieczkę w mózgu. Epickie było to, jak pakowałam prezenty dla bliskich w święta, a ona, mimo tego, ze byłyśmy pokłócone, nagrała filmik na insta jak je pakuję i napisała że mamy fantastyczny świateczny klimat i w ogóle to HO-HO-HO. :shock:
Po jednej z kłótni o to, że zostawia na ościez otwarte drzwi podczas gdy są inni ludzie w mieszkaniu a ja śpię i nie wiem o tym, że ktoś mnie może ogladać jak śpie (a sobie tego nie zyczę) powiedziała, że jak mi coś nie pasuje to mogę się wyprwoadzić.
Tak zrobiłam. Tylko, że z braku laku przeprowadziłam sięw obrębie tego samego mieszkania do innego pokoju, który się zwolnił. I przez dwa miesiące nie widziałam jej na oczy, bo pojechałam do mamy gdzie zachorowałam na koronawirusa, a potem nagle mocno zachorował mój dziadek i zmarł. Teraz dopiero wróciłam do aka i dowiedziałam się, że moja poprzednia współlokatorka, ta moja najlepsza przyjaciółka, przeprowadza się do innego miasta. Najgorsze jest jednak to, że powiedziała, że jednym z przeważających argumentów było to, że gdy ja trzymałam się z tamtą zołzą ona czuła się bardzo samotna. Tego samego dnia gdy się o tym dowiedziałam jakoś w rozmowie z inną koleżanką, niestety wspólną znajomąmoją i zołzy, zaczełam opowiadać o sytuacjach przykrych z mieszkania z tą zołzą. Pech chciał. że nie zanotowałam, że ona była w swoim pokoju wtedy i po dobrych 40 minutach wybiegła z pokoju i zaczęła krzyczeć, że wszystko zmysliłam. A tak nie było. I na część, choć nie na wszystko, mam dowody w rozmowach z nią na komunikatorach. Natomiast była to dla mnie tak wstrząsająca i okropna sytuacja, że przez dobre dwie godziny płakałam. Wiem, że nie powinnam rozmawiać źle o niej ze wspólną znajomą i mam nawet wyrzuty sumienia, ale z drrugiej strony nie jest też tak, że kłamałam.
Jutro niestety jestem zmuszona wziąć udział w wydarzeniu gdzie ta zołza będzie. O niczym więcej nie marze niż o tym, żeby nigdy wiecej jej nie widziec. Jakims cudem, chociaż nie myslałam o niej przez dwa miesiace, jak tylko ją widze zamykam się w sobie, odczuwam gniew, przykrość i czasami aż cała się trzęsę. Co zrobić żeby odpuścic i o niej zapomnieć? Jak się nie przejmować? Dodam jeszcze, że niestety, pochodzę z bardzo religijnego środowiska, od którego staram się odcinać, zostawiam tylko te nieliczne relacje z nietoksycznymi i nieziejacymi nienawiscią ludźmi, którzy nie są na tyle bezmyslni, żeby wierzyć, że geje gwałcą dzieci czy inne okropne prawicowe opinie. Natomiast przez jakiś czas byłam w ruchu religijnym, z którym całkiem zerwałam kontakt w październiku, a mocno osłabiłam go już w sierpniu patrząc na okropne teksty Dudy i Terlikowskiego. I wiem, że zrobiłam dobrze i nie żałuję, ale czasami czuję się bardzo samotna. Chciałabym wierzyc, że kiedyś będę wolna, wyjdę z szafy, że będę w związku z kimś kto nie będzie chciał jakieś nieokreślonej bliskiej relacji, która okaże się toksyczna tylko prawdziwego związku. marze o tym, że będe kiedyś z dziewczyną, która będzie mnie tulić, czesac mi włosy, i która pokocha tę moją wrażliwą cząstkę, z która jest mi tak ciężko i której wcale na codzień nie pokazuję aż tak bardzo. I żeby jeszcze umiała wprost ze mną rozmawiac i nie posługiwała się pasywna agresją. Ahhh.
Evlina
rozgadana foremka
rozgadana foremka
Posty: 139
Rejestracja: 11 cze 2021, o 12:42

Re: Aż nie mogę na nią patrzeć... czyli jak ciężko jest w szafie

Post autor: Evlina » 16 cze 2021, o 23:13

Chyba nie mam nic mądrego do powiedzenia więc nie powinnam się odzywać ale jakoś tak głupio zostawić Twój post i nic miłego Ci nie napisać. Masz dużo miłości w sobie a ona uszczknęła trochę dla siebie ale na pewno nie zabraknie Ci jej dla tej, która zobaczy jak wspaniałą osobą jesteś. Przytulas ode mnie <3 i trzym się Tulu.
Tulu
początkująca foremka
początkująca foremka
Posty: 14
Rejestracja: 16 cze 2021, o 21:29
Lokalizacja: Trójmiasto

Re: Aż nie mogę na nią patrzeć... czyli jak ciężko jest w szafie

Post autor: Tulu » 17 cze 2021, o 20:59

Evlina pisze:
16 cze 2021, o 23:13
Chyba nie mam nic mądrego do powiedzenia więc nie powinnam się odzywać ale jakoś tak głupio zostawić Twój post i nic miłego Ci nie napisać. Masz dużo miłości w sobie a ona uszczknęła trochę dla siebie ale na pewno nie zabraknie Ci jej dla tej, która zobaczy jak wspaniałą osobą jesteś. Przytulas ode mnie <3 i trzym się Tulu.
Dziękuję <3
Disanzhe
Posty: 7
Rejestracja: 31 paź 2020, o 01:34

Re: Aż nie mogę na nią patrzeć... czyli jak ciężko jest w szafie

Post autor: Disanzhe » 15 lip 2021, o 23:39

Moim zdaniem żeby zapomnieć warto jest poznawać nowych ludzi, w dużych miastach odbywa się wiele wydarzeń, imprez gdzie można poznać nowe osoby nawet przychodząc sobie od tak. Zawsze jest też internet do zawierania nowych znajomości 😉
Będę trzymać kciuki żeby Ci się udało szybko dojść do siebie 😊
conspirators
Posty: 4
Rejestracja: 11 sie 2021, o 00:10

Re: Aż nie mogę na nią patrzeć... czyli jak ciężko jest w szafie

Post autor: conspirators » 11 sie 2021, o 00:49

Zajmij się czymś, co sprawia Ci przyjemność. Zajmiesz sobie czymś głowę i łatwiej będzie zapomnieć. Ja niestety wybrałam trochę gorszą opcję, bo wpadłam w pracoholizm, ale się jako tako wyleczyłam. Jako tako, ponieważ po drodze pojawiały się następne, od których szukałam "ucieczki" myślowej
ODPOWIEDZ