odbicie pisze:Tylko co armia funkcjonująca na pokojowej stopie ma wspólnego z armią czasu wojny?
pytam jeszcze raz: jakiej wojny? bo wiesz - gdyby wojna wymagająca pełnej mobilizacji (włączając w to rezerwistów) trafiła się Polandii to w związku z sojuszami (będacymi efektem ciężkiej czkawki po II wś) byłaby to wojna co najmniej kontynentalna. A wtedy - biorąc pod uwagę, że mowa o jewropie - wracamy do punktu wyjścia (technologia ponad napoleńską taktykę "tu wzgórze, a tam dostęp do wody"). Z drugiej strony- czy polskie wojsko jest w obecnej strukturze typowo "uśpione" (nie ma wojny - nie ma potrzeby płodzenia frontowców)? Nie jest. Dlaczego? bo współczesne i nowoczesne wojska są przystosowane do najemniczania (w naszym przypadku ze względu na członkostwo w organizacjach m/n i oczywiście sławetna "pszyjaśń" polsko-wujkowsko samowska), stąd nie możesz powiedzieć, że obecny poziom skadrowania jest typowo pokojowy (na co zresztą wskazują również same specjalności).
odbicie pisze:Albo okresem ZimnoWojennym gdzie jeszcze przed 89-tym mieliśmy bardzo liczne siły zbrojne.
przed 89 od lat 70. nasza armia sukcesywnie podupadała. Najlepsze wojska (najliczniejsze i najlepiej uzbrojone) posiadaliśmy na przełomie lat 50 i 60 (ze startu w postaci niezrealizowanego planu dziadzia Stalina). Czy można porównywać z dzisiejszym wojskiem? Nie (mimo że wówczas byliśmy pierwszym bastionem wschodu, potem pierwszym bastionem zachodu- de facto zawsze pełniąc rolę przedmurza) ponieważ w tym czasie nasze wojsko przeszło na tyle istotną przemianę organizacyjną, że porównywać zwyczajnie się nie da. Z tego powodu nigdzie nie porównałam współczesnej armii do zimnowojennej – zwróciłam natomiast uwagę na rozbudowę specjalizacji wojskowych, z których stricte frontowymi (mięso armatnie) jest stosunkowo skromna ilość. Dotyczy to wszystkich wojsk państw tzw. lepiej rozwiniętych i było efektem rozwoju techniki, do której część z państw dostęp posiada.
odbicie pisze:Oddanie pola – to nie świadczy wcale o jakimś wyższym poziomie rozwoju, bycia ponad pierdoły. Bo to kończy się określonymi stratami które się odczuwa, i zrzucaniem obowiązków na drugą płeć.
inny nie znaczy wyższy/niższy. Zrzucanie obowiązków (lub podział podług możliwości) na drugą płeć (czy na cokolwiek drugiego) jest w naturze wszystkich żyjących istot (ekonomika istnienia). Amfiprion plamisty (ło jezu gdzie jest Nemo) wykorzystuje ukwiały do zabezpieczenia startu młodych, bo ukwiały nadają się do tego lepiej niż własna łuska. Fajnie że są ekologiczne papierowe torby, ale wzięłabyś w takiej pół kilo schabu na donos do domu czy raczej poprosisz o foliową reklamówę? Doberman nadaje się do wydeptywania ścieżek przy ogrodzeniu i robienia łat na dupnej części spodni, a golden – do topienia smutków w jego sierści. Jasne, że można dobermanowi odsiekać jajka i nauczyć bycia przytulanką, a goldena wytrymować i postawić pod ogrodzeniem – tylko czy dzięki temu masz skuteczniejszego stróża i bezpiecznego tulaka? Czy dla nich (dobermana i goldena) taka zamiana jest fajna? Czy zawsze nad instynktem będzie dominowało zachowanie wyuczone i czy ów dysonans jest zajebisty? Do walki siłowej, wytrzymałościowej, typowo frontowej z ograniczonym dostępem do techniki przeciętny mężczyzna jest lepszy od przeciętnej kobiety (co nie oznacza, że wśród kobiet nie będzie fefnaście tysięcy wyjątków). We wszystkich innych aspektach działań wojsk i w walce technicznej – kobiety odnajdują się w woju zadziwiająco dobrze jak na brak wcześniejszych doświadczeń, nieopracowane know-how, nieobecność wyrobionych standardów i wydeptanych ścieżek.
odbicie pisze:Nie uczestniczenie, brak reprezentacji, kończy się kiepsko dla danej grupy społecznej
mnie akurat nie martwi, że jako kobieta statycznie uczestniczę znacznie rzadziej wśród samobójców czy morderców. Zależy jaka grupa, zależy w czym ta reprezentacja. Usilnie wtłaczane parytety prowadzą do absurdów. Czy będziemy żądać też równych szans na raka prostaty?
odbicie pisze:A tak – typowe patriarchalne struktury (działanie, myślenie) wynikające z tradycji i oddania pola przez kobiety.
kobiety nigdy tego pola nie oddały - one go nigdy nie miały lub miały w sposób inny (zza kotary), niż lubimy o tym myśleć dzisiaj.
odbicie pisze:Jak masz 50% bab które wchodzą do wsi czy miasta, szansa że ci wygrzmocą (zgwałcą) całe okolice zasadniczo spada w porównaniu do doświadczeń z innych wojen.
nie wiem - nie jestem tego pewna. Pojebane warunki skutkują pojebanymi zachowaniami (i pod tym względem nie zauważam różnic między płciami). Możliwe, że nie w odniesieniu do gwałtu (chociaż…), ale do innych działań o znamionach okrucieństwa – kobiety byłyby równie „skuteczne”.
odbicie pisze:To wynik tego, w jakich strukturach społecznych przychodzi rozwijać się kobiecie czy mężczyźnie.
zdolność do odczuwania empatii jest u nas warunkowana biologicznie - co z kolei wpływało i wpływać będzie na podział ról społecznych. Pod tym względem nie odczuwam ułomności wobec mężczyzn, przeciwnie (empatia jest powiązana ze słynną kobiecą intuicją)
odbicie pisze:Podział na role gdzie jasno się coś płci przypisuje robi swoje.
Magia bab - i to w nas lubię - polega na umiejętności łączenia ról społecznych, teoretycznie (czytaj: kulturowo) sprzecznych. Ilu znasz facetów robiących karierę i samodzielnie opiekujących się dzieckiem? Ile znasz takich kobiet? Czy istnieje kolo, który w latach 60.-70. mógłby się pochwalić tym co Kobylińska-Walas? Łatwiej machać z kapitańskiego gniazdka będąc jeno kapitanem (męska rzecz byc daleko, a kobieca - wiernie czekać) niż będąc na owym gniazdku być też matką i żoną („Żaba” wyprosiła w PŻM możliwość pływania ze swoim dzieckiem – bez precedensu w świecie pływających mężczyzn). To czego trzeba oczekiwać od kobiet? że będę jak facet i wtedy będę mu równa? nie będę ani tak jak on, ani równa. W zależności od sytuacji, od zadania, od konkretu, moich i ich kwalifikacji, umiejętności, predyspozycji - będę lepsza, gorsza, taka sama itp.
odbicie pisze:Można mieć wspólnego wroga, ale skoro na stopie pokojowej dochodzi do nadużyć ze strony mężczyzn nad „koleżankami” z jednostki, jak wyglądałoby to w czasie konfliktu? W cywilu kiepsko z poszanowaniem się wzajemnym, to i do wojska się to przenosi.
a nie przeciwnie? Że jak wspólny wróg, wspólny cel, wspólna sprawa to i Kargul z Pawlakiem współdziałają? Kobiety sprawdzone w boju, te które ma polu walki udowodniły swój profesjonalizm – czy nadal są szykanowane, wyśmiewane i wytykane palcami przez penisy w mundurze?
odbicie pisze: I jak byłoby z „szacunkiem” ze strony wroga, który miałby określony stosunek do kobiety i do mężczyzny? Jeśli tym wrogiem byli by wyłącznie mężczyźni?
nie wiem. Ale puszczam ze smyczy psy wyobraźni i jestem facetem, a w kulturze mojego kraju kobiety to wyłącznie zwierzątka domowe służące rodzeniu dzieci i sprawianiu mi przyjemności. Niewykluczone, że widok uzbrojonej, umundurowanej kobiety na równych prawach z kompanami mógłby być dla mnie szokiem (byłaby dla mnie czymś nieprzewidywalnym, czego mi w moim kraju nie pokazano, „zawahałbym” się). Zresztą nawet bez takich odmienności kulturowych ten mechanizm dezorientacji płcią przeciwnika działa, czego dowiodła historia nocnych wiedźm z 588 (co ciekawe- mniejsza skłonność kobiet to podejmowania działań o dużym ryzyku utraty życia i niechęć do kamikadzowania doprowadziła do opracowania w wiedźmowskim pułku ciekawej techniki nocnego bombardowania z nurka w ciszy wygaszonych silników)
odbicie pisze: Mam nadzieję że nie stawiasz mi zarzutu? Bo wcześniej wyraźnie określałam jakie mam stanowisko do – obowiązku.
nie stawiam – ta wypowiedź odnosiła się do postulatu Gaika
Odbicie – dane o których mówisz są bardzo ciekawe, ale dla nas niedostępne (tak jak jeszcze przez kilka dekad nie będą ujawnianie dane dotyczące procesu emancypacji czarnoskórych w US Army). Część z nich nie przemawia na korzyść kobiet, co wynika głównie z niemożliwej (póki co) do podzielenia z mężczyzną funkcji rodzicielki (która to skutecznie na kilka m-cy wycina kobiety z życia zawodowego). I niestety - choć mamy na koncie „wodniactwa” takie kwiatki jak Walas, Karolina Chorzewska, Danuta Barcikowska czy Elżbieta Trzeciak-Zawadzka, to jednak zdecydowana większość kobiet (z któregoś rocznika szkoleń 19 z 20) „zmarnowała” stopnie oficerskie (i znaczne koszty szkolenia) i nigdy nie stanęła na mostkach, bo… pojawiło się dzidzi, pojawił się inny świat (no a w armii nie zrobi się takiego mańka jak Walas z dzieckiem w handlówce). Jesteśmy dla armii inwestycją o dużym stopniu ryzyka – tego podważyć się nie da i trzeba mieć to w pamięci zawsze kiedy kusi do wydzierania się o równe (kropka w kropkę) traktowanie w woju.
Na koniec przydługawego i nudnego posta mojego nieszczęsnego autorstwa – nie oburzają mnie hasła facetów o mundurcipkach i babolach (cóż – chamstwo było częścią koszarowego języka od zawsze), irytuje mnie natomiast pewna maniera autorów opracowań (wojskowych, historycznych), nieobca także dowódcom i szefom poszczególnych trzonów organizacyjnych armii. W tekście o kobietach-żołnierzach (czy jak chce Grzebalska „powstankach”) w czasie powstania warszawskiego czy w art. na temat pierwszych kobiet w służbie na podwodnikach czytam takie cosie „piękne panie”, „wniosły blask urody”, „piękniejsza płeć”, „urocze” itp. Z niecierpliwością czekam na opracowanie z hasłami „przystojni piloci dywizjonu 303”, „wnieśli blask nienagannej muskulatury” czy „chłopaki z 2 dywizji z pośladami jak bryły ametystu”. Niby ma wyjść dżentelmeńsko i zawadiacko, a wychodzi sraka z pestkami. I wstyd pisać o kobietach, które stanowiły 1/5 powstańczych sił per „śliczna”, „piękna”, może jeszcze cycasta jak karpatka, z biodrami jak dwie kadzie masła .