Jest wtorek 19 czerwca, zbliża się godzina 21, siedzę na jednym z miejsc w Sali Kongresowej, czekam zniecierpliwiona. Czuję coraz silniejszą ekscytację, nagle gasną światła i na scenę wbiega drobna kobieta imieniem Tori, wielbiciele podrywają się z krzeseł. Tak zaczyna się koncert promujący najnowszą płytę artystki
„American Doll Posse”.
Tori Amos zaczęła przedstawienie od wcielenia się w rolę jednej postaci z ostatniego albumu. Stała się Santą – zmysłową kobietą, nawiązującą do Afrodyty, pasjonatką piękna w każdej jego postaci. Najpierw zagrała dynamiczny Body and soul, potem My posse can do i płynnie przeszła do jednego z bardziej znanych utworów God (Under the pink), po nim zagrała kolejne trzy z ostatniej płyty. Wyłania się z nich kobieta wierząca, że na świcie jest dużo miłości, której starczy dla wszystkich.
W części drugiej Tori powróciła na scenę jako Tori, najbliższa jej postać z płyty, bo najbardziej przypominająca nią samą. „Była jak Dionizos i miała, więc w sobie pierwiastek męski, jak i kobiecy w osobie Demeter, matki i stwórczyni” – komentuje Amos. W tym wcieleniu piosenkarka zaśpiewała z ostatniego krążka tylko Big Wheel, inne utwory pochodziły z wcześniejszych, nie zabrakło tu Crucify, Cornflake girl czy Bells for Her. Solo Tori okazała się bardzo liryczna, zagrała nastrojowe Winter, Baker Baker i Black Dove. Koncert zakończyła wzruszającym Hey Jupiter, którego słowa„Are You gay, are You blue”, brzmiały tym lepiej, iż przed oczami miałam parę tulących się dziewcząt.
Całość oceniam jako zmysłową i liryczną grę Tori, jej słów, muzyki, poruszania się i bycia na sali całą sobą. Po wyjściu usłyszałam z ust jednej słuchaczki, że żenujący był brak kontaktu z publicznością, ależ on był cały czas, nie ustawał nawet na moment. Wystarczyła Tori, jej fortepian i każdy z nas przeżywający to misterium na swój sposób.
fotorelacja z koncertu
polska strona Tori Amos
Toria Amos na Myspace MusicZaloguj się
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!