Żołnierz, który został tancerką

Z władzą mam niepisany układ: Ja im daję alibi. Oni mi święty spokój.

Najsłynniejsza chińska tancerka mieszka w 18-milionowym Szanghaju, gdzie wieżowców jest więcej niż w Nowym Jorku. Jej niezwykłą historię chce nakręcić Pedro Almodóvar.

Ucieszyłam się, gdy w mojej komórce wyświetliła się wiadomość od jej sekretarza Rame. 'Jin Xing spotka się z tobą o 14'.

Lato w Szanghaju, powietrze jest jak skroplona para. Tajfuny nadlatujące z wybrzeża ściągają raz wichury, raz ulewne deszcze. Szukam nr 118 ulicy Ruijin w starej dzielnicy francuskiej. W ciągu domów takiego numeru nie ma. Ale jedna z bram jest na wpół otwarta. Hotel Ruijin, czy to tu? Jeszcze dwadzieścia lat temu był to zamknięty ośrodek dla gości szanghajskiej partii komunistycznej, bywali tu Sukarno i premier Czu En Lai. Rezydencję wybudował sobie w latach 20. brytyjski magnat prasowy H.E. Morriss, założyciel pierwszej anglojęzycznej gazety w Chinach. Dziś znowu tchnie kolonialnym luksusem.

Bar Face Up, miejsce spotkań Tout Shanghai. Egzotyczne rośliny, imponująca kolekcja win. Nawet autentyczne łoża dla palaczy opium. Wybieram skórzaną kanapę.

- To ja, Jin Xing - mówi męskim, gardłowym głosem. Wysoka, szczupła, ma mocne ciało tancerki i zmysłowe, jakby nieco opuchnięte wargi. W czasie wywiadu odbiera telefony: mówi dzieciom, gdzie stoi jogurt, rozmawia krótko z mężem, umawia swych tancerzy na próbę i odrzuca ofertę zagrania w filmie reklamowym.

Zniszczyłam najlepszego tancerza Chin

Pekin 1995 r. To pierwsza operacja zmiany płci w Chinach. Na salę wpuszczono ekipę filmową. Operować ma dr Yang Peiying, znany chiński chirurg plastyczny. Dotąd poprawiała piersi.

Teraz czeka ją największe wyzwanie w jej karierze zawodowej. Od niej zależy życie pierwszego tancerza chińskiego. Zadzwonił do niej kilka miesięcy temu polecony przez znajomych. - Przyjeżdżaj - rzuciła w końcu w słuchawkę.

Dr Yang pamiętała obojnaków, których przywieziono tu wykrwawionych, bo próbowali sami sobie radzić, dokonując kastracji. Ratowała im życie.

28-letni Jin Xing zjawił się z teczką fachowej dokumentacji od najlepszych zachodnich specjalistów. Do tej chwili szykował się od lat. Z lekarzami rozmawiał jak fachowiec.

- Jakie mam szanse? - spytał. - Pół na pół - powiedziała dr Yang. - Połowa zależy od chirurga, reszta jest w rękach Boga.

Dlaczego nie dał się operować na Zachodzie? - Wiedziałam, że nasze szpitale są gorsze. Ale jeśli miałam się ponownie narodzić, to w Chinach - mówi mi.

Zmiana płci to nie jedna operacja, tylko cały szereg. Najpierw wszczepienie sylikonowych piersi, usunięcie grdyki, depilacja, wreszcie czwarta, główna operacja. Jin Xing znał każdy ich szczegół. Cierpienie wliczył w cenę.

- Miałam urodzić samą siebie.

Operacja trwała szesnaście godzin. Kiedy się obudziła, była kobietą i jednym kłębkiem bólu.

Usłyszała, że operacja się udała, ale od razu wiedziała, że coś jest nie w porządku. Nie czuła nogi. Podniosła prześcieradło i zobaczyła, że jest fioletowa i spuchnięta jak balon.

- Coś się wydarzyło - mówili lekarze. Winne były pielęgniarki. W trakcie operacji nie zauważyły, że noga Jin Xing ześliznęła się i przez wiele godzin była przyciśnięta do metalowego uchwytu. Krew nie krążyła, doszło do obumarcia nerwów.

- Zniszczyłam karierę najlepszego tancerza Chin - płakała chirurg.

- Chciałam się rzucić przez okno - wspomina artystka.

Przyjaciółka, Chinka z Nowego Jorku, która przyleciała na ratunek, sprowadziła do szpitala adwokata. Trzeba skarżyć szpital, puścić go z torbami, tak się robi w Ameryce. Bolą rany pooperacyjne. Szpital nie chce podawać morfiny, by się nie uzależniła. - Czy popełniłam jakiś zły czyn? - myśli Jin Xing. Może za dużo chciałam? A jeśli to cena, jaką mam zapłacić?

Po czterech miesiącach w szpitalu zauważyła, że palce u nóg lekko drgnęły. Podarła formularz ze skargą na szpital, odesłała adwokata. Zwołała lekarzy. Akupunktura, masaże, terapie chińskie i zachodnie. Władza w nodze powracała. Najpierw był wózek (krótko, bo bała się na nim zostać), potem kule i laska. Przerwała też kurację hormonalną (stąd męski głos), by nie tyć.

Rok potem znowu tańczyła.

Nareszcie

Przed operacją Jin Xing chciał dostać pozwolenie obojga rodziców. - To oni mieli do mnie prawa autorskie.

- Mam ci coś do powiedzenia, twój syn zostanie córką - zaczyna rozmowę z ojcem.

Ojciec w mundurze przysiadł na jego łóżku w pekińskim szpitalu. Długo milczy.

- Nareszcie! - mówi. - Wiesz, kiedy byłeś mały, twoja matka i ja mówiliśmy często, że choć urodziłeś się chłopcem, jesteś całkiem jak dziewczynka. Gratuluję. Teraz będziesz sobą.

Matka rozpacza. - W Chinach mieszka 1,3 miliarda ludzi, co takiego zrobiłam, że na mnie padło?

Ekipa filmowa kręci twarz matki zalaną łzami jak na pogrzebie.

Będę służyć krajowi i partii

- To nie ja wybrałam taniec. Taniec wybrał mnie - mówi dziś Jin Xing.

Shenyang, dawniej Mukden, w Mandżurii. Smutne miasto przemysłowe tysiąc kilometrów na północny wschód od Pekinu. Fabryczne kominy, niskie ceglane domy, ślepe ściany od ulicy, zapach pierogów z bambusowych koszyków i sojowego mleka.

Tu w 1967 roku, w czasie rewolucji kulturalnej, przyszedł na świat Jin Xing. Ojciec był oficerem, tak żarliwym komunistą, że koledzy mówili na niego Jin-marksista. Na matce, tłumaczce, ciążyło podejrzenie, że miała kiedyś kontakt z człowiekiem, który okazał się wrogiem klasowym, w czasie rewolucji musiała składać samokrytyki.

Dla ojca liczyła się tylko partia. Jin Xing pamięta rodzinne spacery. Milczący ojciec kroczy z przodu, matka z dziećmi idzie kilka kroków za nim.

Rodzice są z pochodzenia Koreańczykami. W prowincji Liaoning mieszka ich wielu, niedaleko jest granica z Koreą Północną. Jin zaczyna chodzić do szkoły dla mniejszości. Od dzieciństwa należy do mniejszości.

Przyjaciele rodziców nastawiają patefon i tańczą. Tacy już są Koreańczycy, kochają muzykę i taniec. Pierwszy występ był jeszcze w przedszkolu.

- Zawsze mnie ciągnęło na scenę - opowiada Jin Xing. - Kiedy podnosi się kurtyna, zapalają się światła rampy, czuję napięcie widowni. Zaczynam wtedy żyć. Ta magia wciąż na mnie działa.

Do szkoły podstawowej przyjeżdża lokalna telewizja i kręci o chłopcu program. Ogląda go dyrektor wojskowego zespołu tańca. Tak to się zaczyna.

Wśród 500 małych tancerzy wybrano właśnie jego. Do domu przychodzi pięciu oficerów na rozmowę z rodzicami. Tłumaczą, że to wyjątkowy zaszczyt i wielka sposobność. Podobnie jak w ZSRR i w Chinach Ludowych jakość edukacji muzycznej w armii jest niezrównana.

Ojciec zgadza się, ale matka odmawia.

- Miejsce chłopca jest na uczelni - mówi. - Taniec jest dobry dla dziewczyn.

Płacze, krzyki, nic nie pomaga. Dziewięciolatek kładzie się na kangu, tradycyjnym chińskim łóżku, i odmawia jedzenia. Pod koniec drugiego dnia głodówki ojciec, nie matka, która twardo trwała przy zakazie, załamuje się.

- Ale kazał mi napisać zobowiązanie.

Pisze: 'Drodzy rodzice! Przysięgam, że moim życzeniem jest wstąpić do armii! Zrobię, co w mojej mocy, by służyć krajowi i partii komunistycznej'.

Pułkownik Jin Xing

Nawet dziś mówi: - To wojsko mnie stworzyło.

Oglądam zdjęcie: dziewięciolatek w mundurze z dwoma pistoletami u pasa. Jin Xing pod bronią. Pod nadzorem oficera uczy się strzelać do celu. To prawdziwe wojsko: musztra, nocne marsze, rzut granatem.

- Oglądałaś 'Żegnaj, moja konkubino'? - pyta. - W Chinach system kształcenia artystów się nie zmienił. Pobudka o 5.30 rano, ćwiczenia do 21.30. Mali tancerze opierają nogę o słup pod kątem 180 stopni. Za pomocą kołowrotka przymocowanego do słupa nauczyciel ciągnie nogę dziecka do góry. Płacz i krzyki bólu. Odgłosy jak z rzeźni.

W wieku 12 lat załamuje się i chce do domu. - Teraz jest za późno - mówi matka. - Kiedy coś postanowisz, musisz przy tym trwać.

Uczy się chińskiej akrobacji, tradycyjnego tańca, rosyjskiego baletu klasycznego.

Nauczyciele są zgodni: to wyjątkowo utalentowany tancerz. Ale jest zbyt szczupły, niski (168 cm), zbyt mało umięśniony. - Tańcząc role męskie, tęskniłem do tańca kobiet. Bardziej do mnie pasował.

Przesiaduje w pokoju koleżanek, słucha ich rozmów, lubi z nimi plotkować.

- Ktoś popełnił błąd. To moja siostra powinna być chłopcem, a ja dziewczynką. Może jestem homoseksualistą? - zastanawia się. Nie czuje nic na widok dziewczyn, za to na widok nie-których tancerzy serce mu mocniej bije. W Chinach homoseksualizm był wtedy uważany za chuligaństwo.

Jin Xing spodobał się głównemu choreografowi szkoły. Wszyscy wiedzą, że jest gejem i dybie na chłopców. Men Wengyuan próbuje chłopca uwieść, każe przenieść się do jego pokoju. Jin Xing nie ma się komu poskarżyć, Men jest w wieku jego ojca.

- Pomyślałem, że jedynym ratunkiem będzie sława. Muszę stać się numerem 1, bo nie przeżyję. Sprawię, że ludzie skupią się na moim talencie, a wtedy dadzą mi spokój.

W 1985 r. zostaje pierwszym tancerzem Chin. W nagrodę jest awansowany o trzy stopnie. Ma siedemnaście lat, zostaje pułkownikiem, o stopień wyżej od ojca. Marzy, by wyjechać w świat.

Nowy Jork - nowy początek

Na fotografii nieśmiało uśmiechnięty Chińczyk w skórzanych czarnych spodniach. To dziewiętnastoletni Jin Xing w Nowym Jorku.

O pierwsze amerykańskie stypendium słynnej Modern Dance Company wielkiego mistrza tańca nowoczesnego Murraya Louisa dla Chińczyka walczyły dziesiątki.

W Nowym Jorku nikt go nie znał. Nie mówił ani słowa po angielsku i po raz pierwszy miał założyć konto bankowe.

Na Zachód ciągnęła go ciekawość tańca nowoczesnego, ale nie tylko ona. Chciał się też dowiedzieć, kim jest.

- Wiedziałem, że jestem chłopcem, ale czułem się dziewczyną. Nie mogłem z nikim o tym rozmawiać. Nie w Chinach.

W Nowym Jorku o upodobaniach seksualnych mówiło się wprost.

W 1989 r. polityka, która go nie obchodziła i nadal nie obchodzi, zmieniła mu życie. W Ameryce przebywał na rocznym stypendium, ale po masakrze na placu Tiananmen Bush senior przedłużył Chińczykom wizy o cztery lata.

Emocja rodzi się z ciała

Wyjeżdżając do Ameryki, był doskonałą maszyną do tańczenia. - Dopiero mistrzowie tańca nowoczesnego uświadomili mi, że czegoś w moim tańcu brakuje. Uczuć. W tańcu tradycyjnym, folklorystycznym czy chińskim emocje są skodyfikowane. 'Gra się' gniew lub szczęście.

Terminuje u najlepszych: Marthy Graham, Balanchine'a, Alvina Aileya, Murraya Louisa, Alwina Nikolais. Dowiaduje się, że u tancerza emocja rodzi się z ciała. Przez kilka lat na Zachodzie dokonuje samoanalizy, dojrzewa.

- Jesteś jak zbyt dobrze naoliwiona maszyna - usłyszał od Louisa. - Naucz się ukryć swoją moc w głębi siebie.

Gdy zatańczył 'Déja vu', klasyk tańca współczesnego Murraya Louisa, 'New York Times' napisał o 'chińskim geniuszu tańca'. Mając 21 lat, występuje po raz pierwszy jako choreograf. W 1991 r jego 'Half Dream' (Półsen) o nie-spełnionej miłości dwóch nastolatków, z których jeden to dziewczyna przebrana za chłopca, otrzymał pierwszą nagrodę Amerykańskiego Festiwalu Tańca za choreografię.

Ten sam spektakl Jin Xing wystawił w 1994 r. po powrocie do Chin. Cały Pekin tłoczył się w sali teatru Baolin. Tancerze nerwowo zerkali, czy na salę nie wchodzi policja. Grają półnago (w rzeczywistości mają na sobie kryjące body), tego jeszcze w Chinach nie było.

W kosmopolitycznym Nowym Jorku chiński tancerz czuł się u siebie, ale po trzech latach przeniósł się do Europy. 'Oszalałeś, każdy tancerz marzy, by być właśnie tu!' - mówili przyjaciele. Odpowiadał, że ma 24 lata i chce odkryć świat, zwłaszcza Europę, gdzie są korzenie baletu.

We Włoszech pracował dla telewizji, uczył tańca i tańczył. W Belgii wykładał taniec na Akademii Królewskiej, miał własny nieduży zespół.

I coraz bardziej tęsknił do Chin. W niewielkim brukselskim Chinatown zamawiał chińskie potrawy, dotykał opuszkami palców chińskiej laki. Potem był telefon od matki z Pekinu. - Wracam - odpowiedział jej.

Już wcześniej postanowił zmienić płeć. Poznając nowojorskie środowisko gejów, zrozumiał, że sam do nich nie należy. Budził namiętności, miał za sobą burzliwe miłości. 'Masz ciało mężczyzny, ale dla mnie jesteś jak kobieta' - wspomina w autobiografii słowa jednego z kochanków.

W Rzymie przedstawiono mu piękną i utalentowaną artystkę. Była transseksualistką. Wycina artykuły z prasy fachowej, konsultuje się ze specjalistami.

- Tak, chcę być kobietą, ale też pozostać najlepszym tancerzem Chin.

Być jak generalska sekretarka

Przed operacją przyglądał się sobie bez litości przed lustrem. Czy będę ładną kobietą? Czy będą chcieli na mnie patrzeć? Przyjaciele straszyli: kobiety odwrócą się od ciebie, homoseksualiści będą się brzydzić, mężczyźni wolą kobiety prawdziwe. Nikt cię nie zechce. 'Będziesz sam' - ostrzegała matka.

Po operacji znajomi byli zakłopotani. Wpatrywali się. 'Jesteś męska' - mówili i sprawdzali, jak zareaguje.

A ona kompletowała szafę. Kupiła mnóstwo luksusowej bielizny. Podkreślała kobiecość: obcisła spódniczka, mocny makijaż, droga biżuteria, rękawiczki z miękkiej koźlęcej skóry.

Przed przemianą jej ideałem były kobiety-wampy. Jak te z filmów o wojnie chińsko-japońskiej, które oglądała, kiedy była dzieckiem. Najbardziej podobały jej się sekretarki reakcyjnych generałów: eleganckie, w rękawiczkach i na wysokich obcasach. Marzyła, by być taką chińską femme fatale. Spełniła marzenie: miała mnóstwo kochanków, z reguły obcokrajowców. Nie mogli jej się oprzeć i nie tylko dlatego, że była piękna.

- Znałam wszystkie sztuczki mężczyzn, przecież byłam i po tamtej stronie. I wszystko zapamiętałam.

Tańczy pani Xing

Pekin 1998 r. Jej pierwszy spektakl po zmianie płci nosi tytuł 'Czerwone i czarne'. Urzędnik z wydziału kultury pyta: czy czerwone to aluzja do partii, a czarne do jej wrogów? Nie do końca wierzy, gdy Jin Xing, w tym czasie dyrektor założonego przez siebie Pekińskiego Zespołu Tańca, tłumaczy, że po prostu tancerze są ubrani na czarno i trzymają czerwone wachlarze.

'Co transseksualista robi na naszych scenach?' - pojawia się w gazetach.

Na próbie kostiumowej były setki dziennikarzy i ekipy telewizyjne z całego świata. Nie łudziła się, nie przyciągnęła ich sztuka. Chcieli się przekonać na własne oczy, jak wygląda. Od operacji minęły trzy lata, nadal lekko kulała. Gdy stawiała stopę, przeszywał ją ostry ból. Jednak lata treningu w wojsku zrobiły swoje, a masaże w przerwach pozwoliły jej dotrwać do końca. Na premierze od publiczności pekińskiej, która ma zwyczaj uciekać jeszcze przed końcem przedstawienia, by złapać ostatnie metro, dostała półgodzinną owację na stojąco. Była i pierwsza nagroda państwowa za dokonanie w dziedzinie sztuki współczesnej.

W 2000 r. Jin Xing przeniosła się do Szanghaju. Założyła prywatny zespół tańca nowoczesnego.

Alibi dla władzy

W 1987 r., kiedy wyjechała do Stanów, w Chinach taniec nowoczesny był nieznany. Nadal w całych ogromnych Chinach istnieją cztery zespoły. Dwa z nich, ten z Pekinu i z Szanghaju, założyła Jin Xing. Urzędnicy od kultury ledwo tolerują zachodni taniec, którego nie daje się użyć do celów propagandowych.

Jin Xing musi uzgadniać repertuar z przedstawicielem wydziału propagandy. Pięć lat temu odmówił jej zgody na wystawienie 'Carmina burana' Carla Orffa. Pojechała z utworem do Paryża i odniosła wielki sukces.

Artystka jest jednak cierpliwa. Z władzą ma niepisany układ: - Ja im daję alibi. Oni mnie święty spokój. Kiedy zagraniczny polityk mówi o prawach człowieka albo niszczeniu kultury Tybetu, mogą zawsze powiedzieć: ale mamy pułkownika transseksualistę.

W skąpej metropolii została mecenasem sztuki. Rok temu zorganizowała pierwszy międzynarodowy festiwal tańca współczesnego w Chinach. Nie tylko zorganizowała, ale zafundowała, kosztował prawie pół miliona dolarów.

- Przyjechało siedem trup z Niemiec, Holandii, Brazylii. Zawstydziłam władze - mówi. W tym roku zaproponowały współpracę i chcą się trochę dołożyć.

Jin Xing zarabia, i to całkiem sporo. Ma programy w radiu i telewizji, wykłada w szkole tańca. I jest aktorką do wynajęcia na ogromnym azjatyckim rynku, gdzie powstają setki filmów przygodowych i kryminalnych. Dla Koreańczyków, Tajów i Japończyków, którzy dobrze płacą, ucieka na hondzie przed pościgiem, strzela. Młodzi szanghajczycy, których o nią spytałam, wiedzą o niej wszystko.

Co roku z zespołem jeździ na główne festiwale tańca, do Paryża, Berlina, Wenecji. Wystawiła tam 'Czerwone i czarne', 'Szanghajską piękność', 'Carmina Burana'.

- Doświadczyłam losu kobiety i mężczyzny, tańcząc, przemawiam jako istota ludzka. Ludzie czują, że to mój styl. Odbierają to, kiedy występujemy na innych kontynentach.

Teraz przygotowuje 'Powracające dusze'. Inspiracją jest chińska klasyka, 'Pawilon Peonii'. Główna bohaterka, Du Li Niang, śni, że się zakochuje. Kiedy się budzi, umiera. To balet na pograniczu jawy i snu, w którym główne postacie reprezentują marzenia kobiet dawniej, dzisiaj i jutro. To międzynarodowa koprodukcja: kompozytorzy są z Niemiec, reżyseria dźwięku z Kanady, kostiumy japońskie, tancerze z Chin, choreografia z Korei. Premiera za rok.

Rodzina

Jeden telefon zmienił jej nowe życie. Zadzwoniła matka, by powiedzieć, że zaadoptowała dla niej dziecko. Dowiedziała się o 20-latce, która nie chce nieślubnego dziecka. Jin Xing wzięła chłopczyka na ręce i zmieniła mu pieluszkę. Weszła płynnie w nową rolę życiową. Zaadoptowała jeszcze dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca.


- Zanim pojawiły się w moim życiu, byłam jak kolorowy balon szybujący w powietrzu - mówi mi. - Teraz Leo,Vivian i Julian trzymają mocno balon za sznurek. Byłam diwą, ale od kiedy pojawiły się dzieci, skończyłam z życiem towarzyskim. Nie żałuję. Stałam się postacią bardziej tajemniczą i bardziej atrakcyjną.

Jak kiedyś w wojsku i dziś jej dzień zaczyna się o 5.30. Szykuje dzieciom śniadanie, potem zabiera je do przedszkola. Krótka drzemka, która odświeża, zasypia w chwilę, i jazda do studia, gdzie ćwiczy ze swoimi tancerzami. W południe lunch, w Chinach jak we Francji to pora święta. Wtedy jest czas, by spotkać się i omawiać interesy. Po południu próby do kolejnego spektaklu. Od 6 kolacja i życie rodzinne. Chodzi spać o północy.

Rok temu w samolocie poznała przystojnego Niemca. Gdy przyszedł do jej domu, najstarsze dziecko wdrapało mu się na kolana. Postanowiła wyjść za mąż.

Mówi dziennikarzom: - Piszcie o mnie, co chcecie, ale uważajcie, by nie skrzywdzić moich dzieci. Chce im o wszystkim powiedzieć sama.

Dzieci już pytają. Sześcioletni Julian obejrzał jej album ze zdjęciami i się zdziwił. - Jestem chłopcem i będę nim - powiedział. Ale mama była chłopcem, a jest mamą - myślał głośno.

- Gdybym nie stała się kobietą, jak mogłabym mieć ciebie? - odpowiedziałam mu.
Maria Kruczkowska, Szanghaj
Data publikacji w portalu: 2006-10-25
(korzystałam z autobiografii Jin Xing 'Nic nie zdarza się przypadkiem', Robert Laffont)
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 0 /głosów: 0
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

massagewarsaw2007-03-11 14:03
Jestem terapeutką i nauczycielką masażu tajskiego, indonezyjskiego, tajskiego masażu stóp i tajskiego masażu ziołowego z ponad 10 letnim doświadczeniem. Wykonałam ponad dziesięć tysięcy zabiegów i wyszkoliłam w trybie indywidualnym w Tajlandii i Wielkiej Brytanii ponad 500 masażystów jak również prawie setkę na kursach publicznych i prywatnych w Polsce. Jestem jedyną nauczycielką masażu tajskiego, indonezyjskiego, tajskiego masażu stóp i tajskiego masażu ziołowego w Polsce. Wykonuję również zabiegi indywidualne w Warszawie i Londynie. Do tej pory pracowałam w Polsce w szkole masażu na Czerniakowie, w ośrodku sportowym na Powiślu, w Riverview Studio w hotelu Intercontinental, w gabinecie masażu tajskiego na Ursynowie. Nadal pracuje w gabinetach odnowy biologicznej na Woli, żoliborzu, w Wilanowie i w 2 gabinetach w środmieściu. http://massagethai.info Szczecin Kraków Katowice Wrocław Poznań Gdańsk Łódź Gdynia Sopot Trójmiasto Elbląg Suwałki Bydgoszcz Toruń Częstochowa Kielce Gliwice Bytom Chorzów Sosnowiec Zabrze Tychy Racibórz Rybnik Tarnów Krosno Tarnobrzeg Rzeszów Przemyśl Sącz Nowy Targ Lublin Zamość Radom Skierniewice Piotrków Sieradz Kalisz Konin Włocawek Płock Tomaszów Piła Koszalin Góra Leszno Konin Kalisz Gniezno Legnica Wałbrzych Opole Bielsko Siedlce Łomża info@therapeuticmassage.info +48 513 973 161


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

NAPISZ DO NAS

Masz uwagi, zauważyłaś błędy na tej stronie?
A może chciałabyś opublikować swój tekst?
- Napisz do nas!

FACEBOOK

Zapraszamy na nasz profil Facebook
© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024