Ostatnio na blogu: W rzęs Twoich cieniu
Nie wiem, co robić, gdy mówisz, że boli.
Czy ból jest jedynym, co mogę Ci dać?
Słonymi łzami potrafisz mnie rozbroić,
„Już wszystko dobrze” – tylko na to mnie stać.
Gniew niby nowotwór rośnie mi w piersi
Na myśl, że upadku znów jesteś bliska.
Nie ja, lecz inni są przy Tobie pierwsi,
Z daleka zazdrość w moich oczach błyska.
Smutek swój przesypujesz w piękne dłonie
Dziewczyny, którą zawsze pragnęłam być.
Wściekłość gwałtownie rozsadza mi skronie
Pojmuję, że będę zmuszona z tym żyć.
To jej zapach uniesie się nad Twą twarzą,
To jej dotyk spocznie na Twym policzku,
Przecież to o niej wszyscy wokół marzą
I gdzież mi do jej uroków rozlicznych?
Wybuduję więc sobie dom z nienawiści
Bo jest już jedynym, co czuć potrafię.
Wyobrażę sobie, że mój sen się ziścił,
I to ja dziś w Twoje objęcia trafię.
Nie ta o włosach jak płonąca raca,
Ona do Twej bliskości nie ma prawa.
Lecz tak się boję, że przez nią Cię stracę,
Iż strach ten niemal na obłęd zakrawa.
Jest bowiem tym, czego gorąco pragniesz,
Ja – nędzną namiastką owego wzoru.
Choć mimo wszystko uczucia mi kradniesz,
I nie potrafię stawiać już oporu.
Choć się zmieniłam – zmieniłam na gorsze
I słabość rozpanoszyła się we mnie
To wiedz, że możesz mi ufać jak siostrze
A żyjąc bez Ciebie – żyję daremnie.
Więc pozwól mi, proszę, pozwól raz jeden
Podnieść Cię z klęczek na swoim ramieniu.
Stworzyć gdzieś dla nas własny, piękny Eden
I grzać się przez wieczność w rzęs Twoich cieniu.