Ostatnio na blogu: To już ponad pół roku… ponad pól roku, od kiedy moje serce napełniło się niewyjaśnionym ciepłem i na widok jednej osoby zaczyna szybciej bić. Wciąż jest w szoku i nie może uwierzyć, że to się wydarzyło. Przecież to mu się nie przytrafia, tyle lat biło normalnie, żadnych przyspieszeń. Oprócz czasów podstawówki, ale wtedy było malutkie i jako duże słabo to pamięta. A tu nagle, bez żadnych ostrzeżeń, żadnych znaków, żadnego przygotowania, stało się, bije jak oszalałe. Wtedy nie rozumiałam co się dzieje, dlaczego tak mam, o co w tym chodzi. Aura wakacji tak podziałała na mnie czy jak. I dopiero po jakimś czasie mózg odebrał te sercowe sygnały i pojął co się stało. ZAKOCHAŁAM SIĘ!. Świat zawirował, słońce pojaśniało, a ja siedzę na chmurce. Siedzę na niej naładowana endorfinami, hormonami miłości i nie wiem czym jeszcze, z wielkim uśmiechem i maślanymi oczami. I jedyne co od tej pory się liczy to być blisko tej osoby, iść obok niej, rozmawiać z nią i w codziennych gestach sprawiać, żeby się uśmiechała. Ale skończyły się wakacje i w sercu nagle zaczęło tak mocno kłuć, a mózg mówił, to nie może być kontynuowane. Mówił sercu: nie możesz szybciej bić, nie możesz tego robić, bo to jest dziewczyna, bo to jest Twoja koleżanka! To nie ma żadnej przyszłości, zero szans na cokolwiek, a przecież musisz dalej być Jej koleżanką, taką jak zawsze wesołą, żartującą, bez gestów jakiekolwiek uczucia. I tak od pół roku mózg mówi, ale serce go nie słucha…