Ostatnio na blogu: Nie mogę się domyć. Jestem bruda. Nie mogę spać. Jestem brudna. Nie mogę myśleć, jeść, mogę tylko pracować, bo w pracy ten brud ma cenę rynkową.
Znowu - jej oczy, jej usta, jej nie kocham - i moje, ja proszę, a może? przepraszam.
To smutne, że mogę tak być całą sobą, a cała ja wcale może nie wystarczyć.
Więc jednak brudna. Jej pięknem brudna, w jej pięknie-brzydka, i w niej nieobecna.
Kurwa, jak bardzo nie lubię prywatnie, jak bardzo jest lepiej grać setki znaczeń.
Przeczytałam gdzieś ostatnio że kobieta jest spektaklem. Że grą jest - czytałam, zupełnie świadomą. I że siebie używa na sobie-scenie, by sobą osiągać sobie znane cele. I że w sumie to fajne, te selfi z hasztagiem, że zmieścić można wszystko w 140 znakach.
Ja jestem brudna, siedem wraz z hasztagiem, znakiem tego ubranie być musi nienagannie.
Znowu, znowu ona, hej (3, bez #), I uśmiech który zamyka w sobie wszystkie światy.
Czasem myślę, za wcześnie - w drodze do pracy, że dookoła mnie każdy też w sobie umiera. Że każdy w tym metrze nienawidzi siebie, innych nienawidzi, a w ogóle to gardzi teatrem.
Nie mogę się domyć, taka jestem brudna. Myślę, hej - o niej, że jednak jestem głupia.
Mogłabym przecież (raczej) wszystko umieć.
Mogę, ja przecież jestem spektaklem.