Ostatnio na blogu: Dziś mija pół roku odkąd zaczęłam uczęszczać na terapię grupową. To nie była moja decyzja, lecz rodziców. Dopiero teraz dostrzegam, że postąpili właściwie. Żadne z nas nie zauważyło objawów choroby jaka towarzyszyła mi w borykaniu się z Parkinsonem. Depresja przestaje być tematem tabu. Śmiem rzec, że staje się coraz bardziej powszechną chorobą i zbiera ogromne żniwo. Mogłam być po drugiej stronie, gdyby nie mój ukochany pies.
Grupa liczy sześć osób. Terapeuta prowadzący grupę bywa nader wyrozumiały. Nie wiem czy go lubię. Chyba taka forma relacji nie pozwala na wzbudzanie wzajemnej sympatii. Przez pierwszy miesiąc nie mówiłam nic dopóki nie dostrzegłam Agnieszki spacerującej w towarzystwie swojego brata. Coś mnie ukłuło, popadłam w rozpacz. Nie próbowałam wziąć się w garść. Z wyznaniem wstrzymałam się do spotkania z grupą terapeutyczną. Znów wylałam potok łez. Terapeuta co rusz podawał mi chusteczki a ja wyłam tak głośno, że słyszałam echo własnego szlochu. Musiałam wyglądać żałośnie, ale to nic. Płakałam jeszcze na kilku spotkaniach zanim nabrałam do przeszłości dystansu. Małymi krokami, powolutku otwierałam się przed towarzyszami. Chwilami miałam wrażenie, że Parkinson nie jest aż taki straszny w porównaniu z przeszłością pozostałych pacjentów. Nie mniej jednak w jakimś stopniu potrzebowałam wyznać przed nimi oraz sobą, że kompletnie tego nie dźwigam.
Obraz Agnieszki zaczął się zacierać. Jej głos stał się niemy, niemalże niesłyszalny. To niebywałe, że ludzki mózg jest w stanie odtworzyć w głowie dźwięki na tyle dokładnie, że ma się wrażenie obecności drugiej osoby. Poniekąd jest mi wstyd, że mogłam być tak mocno zauroczona dziewczyną, która była w moim życiu dosłownie przez chwilę.
Spędzam masę czasu z chrześniaczką oraz psem. Malutka polubiła miękką sierść Marvela, który chętnie sprawuje nad nią opiekę. Mam masę ich zdjęć podczas zabaw oraz drzemki. Dwa słodziaki. Firma powoli zaczyna przynosić zyski, lecz początek był ciężki. Gdyby nie wsparcie rodziców oraz brata, na pewno byłoby mi znacznie trudniej.
Przy toaletce leżą opakowania leków; jedne na depresje, a pozostałe na Parkinsona. Nabrałam pokory po tym jak otarłam się o śmierć. Mam nadzieję, że więcej nie przyjdzie mi do głowy próba odebrania sobie życia.
Od niedawna spotykam się z kimś. Jest kochana, piękna i wspaniała. Najlepsze w niej jest to, że gdy jest obok, czuję się jak z najlepszą przyjaciółką. Nie znamy się zbyt długo, lecz nie spieszy mi się z poznawaniem jej. Mamy przecież na to całe życie. Może niedługo zamieszkamy razem. Na razie to tylko moja delikatna sugestia.
Zosia zdała sobie sprawę z tego, że jest lesbijką. Zafascynowana moimi doświadczeniami uznała, że powinna zagłębić się w tematykę relacji damsko-damskich. Zrozumiała, że w głębi duszy dusiła w sobie ukryte pragnienia. Skąd to wiem? Sama mi o tym powiedziała.
Gdy tylko poczułam się na tyle dobrze żeby wyjść do ludzi, przybiegłam do lecznicy. Zastałam ją zmęczoną, spoconą i potarganą w brudnym od krwi fartuchu. Miała oczy pełne łez. Nie udało się jej uratować kota potrąconego przez samochód osobowy. Przytuliłam ją do siebie. Niechętnie odwzajemniła uścisk tłumacząc się, że mnie pobrudzi. Poczekałam aż zejdzie z dyżuru. Starałam się nie zniechęcać i być wyrozumiała. Zapewne tak samo jak ona miałabym w sobie sporo żalu, że ktoś bliski memu sercu nagle znika. Przepracowałyśmy to podczas wielu wspólnych rozmów. To nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Z czasem wyznała mi, że jest mną zauroczona. Z wzajemnością. To właśnie z nią pragnę dzielić swoje życie.
Właśnie pakujemy się na wspólny wyjazd do Andaluzji. Zosia zorganizowała nam tygodniowy trip w formie prezentu urodzinowego. Brat przygarnął Marvela, więc nie muszę się martwić o opiekę nad nim. Na pewno sierściuszek będzie za nami bardzo tęsknił.
Nie mogę się doczekać wspólnego zwiedzania Sewilli, Granady oraz Malagi. To nasza pierwsza wspólna podróż. Trochę się stresuję, ale wiem, że przy Zosi będzie wszystko w porządku. Kocham ją, choć jeszcze jej tego nie mówiłam.
Koniec